czwartek, 27 października 2016

Wielki, mały powrót.

 Czyli to, jak staram się przeżyć maturę i ciągłe zachorowania
Hejka kochani!
Przychodzę dziś do was z drobną nowością i kilkoma ogłoszeniami. First of all!
 Póki co, nie będzie kontynuacji Pyłu. Tak wiem, pierwsze, świeże, a ja już zawieszam. Jednak zapodziałam swoje notatki, dotyczące wszystkich splotów akcji etc,etc, a jest to moje poważne opko i nie chciałabym robić go na 'odwal się'. Mam nadzieję, że to zrozumiecie ;-; <3
 Druga sprawa jest o wiele milsza. Oby.
Przynoszę wam nowe opko, które na pewno zostanie skończone, tylko nie wiem kiedy. Prawda jest taka, że rzadko kiedy mam możliwość klapnięcia przed laptopem, bo zwyczajnie go nie posiadam :')
A ponieważ jestem Betonem, nie potrafię pisać opowiadań na kartkach. Tekst nie jest dla mnie przejrzysty, wszelkie zmiany dodają jeszcze większego chaosu do mojego kurzego pisma i gubię je. Nie da się ukryć.
Zatem...dziękuję i proszę o zrozumienie. Oto wasz rozdział :3 
Bariera
(AoKisy)



środa, 14 września 2016

Ważne nowinki, jest co czytać ^^

Konbanwa ^^
 Mam dla was kochaneczki małe, aczkolwiek ważne info. Ta notka ma na celu was poinformować, dlaczego przez tak wiele czasu nic się tutaj nie pojawiało. Ale, ale! Nie obijałam się. Od VI rozdziału Pyłu, byłam zajęta ...no właśnie, czym? Otóż razem z moją cudowną betą, której jeszcze bardziej cudowny blog znajdziecie tu ---> o tutaj, napisałyśmy razem opowiadanie. Naszym skromnym zdaniem, jest naprawdę dobre i jeśli, tak jak my, kochacie AoKiski, gorąco wam polecam naszego wspólnego bloga, na którym rozdziały dodawane będą co poniedziałki i piątki. O tututu.
 Nawet nie wiecie, jak ogromnie się cieszę, że mogę się wam pochwalić wspólną pracą z Shiro. Od samego początku, jak tylko zostałyśmy swoimi betami, połączyła nas nić porozumienia. Z początku mała, ale teraz  śmiało nazwałabym ją sznurem. Nasza relacja zaczęła się od mojej miłości do jej opowiadania AoKi i nie tylko!, od kiedy to zapragnęłam być jej betą żeby czytać jej teksty z wyprzedzeniem. Później podesłałam jej kilka moich prac. Chyba również jej się spodobały, bo kiedy spytałam ją o napisanie wspólnego RP, zgodziła się niemal od razu. Chociaż ten pierwszy twór został porzucony. Żadna jakoś specjalnie nie cierpi z tego powodu.
  Mogę nieśmiało stwierdzić, że zaprzyjaźniłyśmy się niemal od razu, a teraz nie wiem, jak nazwać naszą relację.Nigdy nie poznałam równie niezwykłego człowieka >///<
 Fakt, ile rzeczy nas łączy jest aż przerażający.... poczucie humoru, gust muzyczny, nasze OTP of kors, zainteresowania, NAWET PLANY NA PRZYSZŁOŚĆ...zmusza mnie do nazwania jej bratnią duszą i wcale mi to nie przeszkadza.
  Pisałyśmy ze sobą prawie codziennie, aż do teraz nie byłam tak uzależniona od swojego telefonu XD teraz też tak jest ^^, i w końcu padło między nami luźne hasło -napiszmy coś znowu razem. I tym razem powstało nasze wielkie dzieło! Strasznie się cieszę, że ono tak się stało. Tyle śmieszków, co podczas pisania z Shiro, nawet -zwłaszcza!-poważnych momentów, nigdy nie miałam. Ta kobieta mnie wykończy <3
 Mimo wszystko, spokojnie mogę powiedzieć, że to, co napisałyśmy nie jest kiczowate, słabe, czy banalne. To naprawdę dopieszczony tekst. Skromnie. Dlatego polecam wam naszego wspólnego bloga ^^
 Zapraszam was serdecznie i pozdrawiam :3
~Juri


poniedziałek, 12 września 2016

One shocik, na poprawienie nastroju.

Bez zbędnych słów, zapraszam na drobnego angścika. Tak na poprawę humoru, rozchwianego szkołą ^^

Jednocześnie pragnę dodać, że się nie obijam, bo codziennie piszę opko z ....a to wam zdradzę wszystko juto ^^ Dzisiaj już muszę uciekać.

Miłego czytania !!!


poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Zaraz szkoła, a ja odżywam z opkiem...

 Mam nadzieję, że ktoś tutaj jeszcze o mnie pamięta i czeka na dalsze losy mojej pyłkowej Gry o tron XDD
 Jeśli tak, to mam dla was coś dobrego :3


Zapraszam do czytania i przepraszam za ew. błędy! ^^

czwartek, 11 sierpnia 2016

Notka informacyjna.

Hejka kochani,
 jak się bawcie na wakacjach? Jeśli wasza odpowiedź brzmi "dobrze", to muszę się do was dołączyć i z tego właśnie powodu troszku zaniedbałam bloga (</3), ale, ale! Pył i MidoTakełki nadal się piszą, więc już niedługo będę wstawiać. Gome i proszę o wyrozumiałość ;)

 *wcale nie wstawia artów jako zadośćuczynienie*







piątek, 3 czerwca 2016

Nowe postaci :3

 Ohayo,
gome za nieobecność, ale byłam w Pradze na wycieczce (:33333) i to chyba zrozumiałe, że nie miałam jak dodać rozdziału ^^

 Mam nadzieję, że ktokolwiek to jeszcze czyta XD

 Zapraszam do czytania C;

  Jeden bohater powraca, ciekawe czy go pamiętacie XD

piątek, 27 maja 2016

Powrót do żywych!

 Przepraszam za zaniedbanie, ale zwyczajnie zapomniałam o dodawaniu rozdziałów XD
Tak to jest jak choć raz ma się aktywny tydzeń ^ ^

  W ramach rekompensaty dzisiejszy rozdział (w porównaniu do innych) jest bardzo długi :3

    Hope u enjoy it!~


 

sobota, 14 maja 2016

Szycha na dzielni XD


 Konbanwa kochaneczki ^^

 W IV rozdziale, który właśnie się pojawia, mamy głównie Ahominetka. Niemniej polecam, wątek jest ważny ^^

 Zapraszam do czytania :3
*ukłon*


czwartek, 12 maja 2016

Lecim z materiałem ^^


 Krótko, ale na temat. Zapraszam was, kochani, na trzeci rozdzialik Pyłu. Póki co, będę starała się dodawać kolejne co trzy dni (może wcześniej), ale nie wiem jk to z weną...


Myślę, że rozumiecie :3
PS.: Kisia to kłamczuch! >.<

Dziękuję za uwagę schodzi ze sceny,
*ukłon*


środa, 11 maja 2016

Kontynuujemy pył! ^^

Ohayo kochaneczki *^*

 Pragnę poinformować was, że jedziem dalej z fabułą i możecie czuć się zaszczyceni, aby czytać dalej :3

Of kors żartuję z tym przekreśleniem. Śmieszek orzeszek, żarcik kosmonaucik X"D

Gomen, nie wiem co się dzisiaj ze mną dzieje! *ukłon*

Jeśli znajdą się chętni, można składać zamówienia w zakładce "O blogu", jednak będą one realizowane chyba po zakończeniu Pyłu C:

Zapraszam do czytania ^^


.
^
l
l
l
Ja, mogąca czytać wasze zadowolone komentarze



wtorek, 10 maja 2016

Pierwsze opko na stronie ^^

 Konbanwa kochani!
E-Etto...
 Z dumą, i lekką obawą, przedstawiam wam pierwszy rozdział "Pyłu", którego pewnie nie wstawiłabym, gdyby nie wstawienie się za nim mej bety ^^(<3)

 Opowiadanie jest dosyć tajemnicze, ale czytelnik dowiaduje się z biegiem czytania, dlatego bez paniki. Aby nie spoilerować, nie ma również przedstawienia postaci, świata i opisu opka...Ewentualnie umieszczę w danym rozdziale parę przypisów. Miłego czytania!
*ukłon*


sobota, 7 maja 2016

One-shot ...?


  Shocik nie ma określonego pairingu. Chciałabym, żeby każde z was przypisało sobie ten, który chcecie. Daję wam wolną rękę :3 i zapraszam do czytania!

   Obietnica.

wtorek, 3 maja 2016

Głupia miniaturka, na zabicie czasu.

Konbanwa,
ależ ze mnie nocne stworzenie XD

Przedstawiam miniaturkę AoKise, w której górują dialogi -polubiłam taki sposób pisania...

Zapraszam do czytania ^^

___________________________________

 Mysz



-Aominecchi, zostaw tą myszkę!

-Nie ma mowy, że pozwolę temu gówn…gównu…gównowi? Temu czemuś pałętać się po naszym domu!

-Dlaczego?!

-Bo to szkodnik! Gryzoń, Kise. Nie rozumiesz?

-Nie trzeba jej od razu zabijać, Bakaminecchi!

-Kto powiedział, że chcę ją uśmiercać?

- To po co ci ta miotła?

-… Dla samoobrony! –wymyślił, niezbyt wiarygodnie.

-Oddawaj tą miotłę!

-Zostaw! Cicho! Wychodzi…

-Zostaw ją!!! –As Kaijo niczym dzielna dziewi… ekhm lwica, starał się bronić stworzenia.

*jebs*

-Kurwa, nie trafiłem.

-Czyli jednak zamierzałeś, ją zabić! Jesteś okropny. – model pociągnął nosem

-Nie zabić, tylko się pozbyć. To znaczna różnica.

-Nie ma różnicy, jeśli w obu przypadkach pozbawiasz jej życia!

-O! Przymknij się, znowu wyszła… -ciemnoskóry ponownie zaczaił się na futerkowca.

-Zostaw to zwierzę, albo z nami koniec! –zagroził tonem, nie przyjmującym sprzeciwów.

-C-co? To tylko głupi gryzoń, Kise! Nie może być w naszym domu. Sam się rano jej wystraszyłeś.

-Bo mnie zaskoczyła! –wrzasnął blondyn.

-Kise… -westchnął zmęczony.

-Ale żeby od razu zabijać? *sniff* -chłopak uwolnił, wstrzymywane do teraz, łzy.

-Oi, nie płacz. Jak myślisz, że mi przez to zmięknie serce, to się grubo mylisz. Zamierzam uśmiercić tę mysz z zimną krwią!

-I tak po prostu zakończysz jej żywot, stokroć razy większą od niej miotłą? Zmiażdżysz jej małe kosteczki tym drewnianym kawałkiem kija? Bez drgnięcia powieki zamordujesz, przez niemożliwie silne ściśnięcie jej wnętrzności! Z czystym sumieniem sprawisz, że jej narządy popękają? Nie w takim człowieku się zakochiwałem!
   Ryouta teatralnie przyłożył dłoń do czoła, wykrzywiając twarz w grymasie pełnym smutku i bólu. Daiki stał oniemiały z miną, jakby zobaczył swoje odbicie w różowym stroju baletnicy, wciąż trzymał narzędzie niedoszłej zbrodni w górze. Para mierzyła się nawzajem wzrokiem. Nagle spojrzenie mulata powędrowało w dół, na podłogę. Drugi z chłopców zrobił to samo i dostrzegł gryzonia, powoli przemieszczającego się między ich nogami.

-Nawet. O tym. Nie myśl. – szepnął Kise, ciskając piorunami.

  Nim granatowowłosy zdążył przetrawić jego słowa, uderzył miotłą, chcąc trafić w szkodnika. Pech chciał, że zamiast tego zmiażdżył stopę swojego chłopaka.

-Aominecchi! –pisnął i zerwał się do ucieczki ze łzami w oczach. Niestety potknął się o kij, upadając boleśnie na ziemię. Oprócz huku, całemu zajściu towarzyszyło dziwne mlaśnięcie.

-Kise! Przepra…Jezu, żyjesz? –blondyn drżał gdy się podnosił, jego dłonie zachowywały się, jakby chorował na Parkinsona, a z przepełnionych bólem oczu, wyczytać się dało przerażenie.

-Oi, co się…

-Aominecchiiii! –model krzyknął zrozpaczony wskazując na swoją koszulę. Na materiale widniała, czerwona plamka i trochę futra. As Tuou powędrował wzrokiem na podłogę. Znajdowało się na niej malutkie, zmiażdżone truchełko. Ciemnowłosy cmoknął z niezadowoleniem.

-Zabiłem ją! –powiedział Ryota przez łzy. –Jak ja teraz stanę przed Bogiem?!

-Kise, to tylko mysz…

-Tylko mysz! Nigdy już nie spojrzę na odbicie w lustrze! Brzydzę się sobą! –niższy otworzył okno i stając na parapecie wydusił z siebie ze łzami w oczach: -Żegnaj Aominecchi. –i skoczył.

                                                               ***

      Aomine obudził się z tego niedorzecznego snu, słysząc krzyk dochodzący z łazienki.

-Aominecchi! Mysz! – ciemnoskóry wstrzymał w obawie oddech, lecz odetchnął z ulgą, gdy jego chłopak dodał: Zabij ją, szybkooooo!

„Jak dobrze, że Kise, to jednak Kise.”-pomyślał z uśmiechem na ustach.
________________________________

Jezu nie wiem co to jest XD 
Przepraszam ;-;
Juri-chan

Gomena... musiałam XD





Im nas więcej, tym weselej ^^
 Zapraszam ;3

Juri-chan

DN

Ohayo ^^
 Notka, trochę w innym klimacie, z L'em w rolach głównych.
Zapraszam do czytania ^^
_____________________________________

Co tam widzisz?



  "Co tam widzisz L?"

Pomyślała patrząc na szatyna. Chłopak z zaciekawieniem wlepił wzrok w puste oczodoły. Zaciekle starał się coś w nich dojrzeć. Coś, albo kogoś. Patrzył skonsternowany na czaszkę, którą trzymał w dłoniach. Wiedział, że przedmiot w jego rękach próbował zwodzić racjonalne myślenie. Nie pamiętał wiele, odkąd się obudził, jednak czuł, że czasza jest z nim w pewien sposób związana. 

"O czym myślisz Ryuga?"- zapytała śmierć.

   "Co skrywa ciemność, wypełniająca puste dziury? Czy możliwym jest dostrzec prawdę w śmierci? Czy owa prawda będzie nieczysta, skażona, zmieniona? Jak bardzo czas wpłynął na ciebie? Ile już cię tak trzymam? A jeśli sobie przypomnę...oznaczać to będzie moje zwycięstwo, tudzież porażkę? Gładka, biała, struktura, nie skrywa niczego. Po twoich kościach i skroniach, śmiało mogę stwierdzić, że byłeś mężczyzną. Żadnych obrażeń zewnętrznych. Nie umarłeś od ciosu, lub upadku. Czemu patrzenie w te puste ślepia przyprawia mnie o trwogę? Powinienem się bać twojej 'obecności'? Jesteś dla mnie lekcją? Dlaczego?
Dlaczego patrzę na własne truchło?"

   Spoglądając na czarnowłosego geniusza zastanawiam się, co gryzie jego jakże błyskotliwy umysł. Cóż się stało? Czym jest ta momentalna, ledwo dostrzegalna zmiana? Jego brwi zdały się delikatnie podnieść, a ruszając ustami niemo wypowiedział ze spokojem słowa. Zdaje mi się, że powiedział...

-Wiem, że tu jesteś.

   Niemożliwe. To niedorzeczne. Przecież nikt nigdy mnie nie ujrzał. Nawet gdy przychodziłam po wasze życia. Więc dlaczego?

-Odezwij się, przecież nie oszalałem.

    Odwrócił głowę, patrzył prosto na mnie, chociaż jego spojrzenie było mgliste. Teraz rozumiem. Nie widzisz mnie, tylko czujesz. Jednak zawzięta twarz odwrócona w moją stronę domagała się odpowiedzi.

"To bezcelowe, Ryuzaki. Martwi nie mają uszu."

Hebanowe oczy otworzyły się szerzej, zwężając przy tym źrenice. Uniósł wyżej brwi i zmarszczył czoło.
-A jednak mają...Więc nie dałem się zwieść.
 
   "Nie, nie pomyliłeś się." 
   Podchodzę do ciebie. Kładę martwą, zimną, nieczułą dłoń na twym policzku, zadziwił mnie fakt, że teraz mnie dostrzegasz. Wypuszczasz czaszkę z rąk, dźwięk huku przebija się przez tą okropną, raniącą uszy ciszę. Po twoich policzkach spływają łzy. Schylam się, przygotowując do złożenia na twoich ustach ostatniego pocałunku. Mojej chluby i przekleństwa zarazem. Zawsze byłam ciekawa jak smakuje.
Mój pocałunek śmierci.

Nigdy nie będę w stanie odczuć niczego. Dotyku twojej skóry, zbliżonych warg, ciepłego, nierównego oddechu. 

"Przygotuj się na ostatnią podróż Ryuzaki. Zaśnij."
  Pochylam się jeszcze niżej, a kiedy moje usta niemal dotykają twoich opierasz głowę o rękę i mówisz zrozpaczony:
-Nie taki był mój plan. Nie mogę tak skończyć. -szaleńczy uśmiech, goszczący na twojej twarzy zupełnie nie pasuje do łez, które nadal wypływają z twoich oczu. Obejmuję cię, jak zbłąkane dziecko. Nigdy się nie przyzwyczaję. Skąd w was tyle ekspresji? Przywykłam do targających wami emocji, jednak po tobie się tego nie spodziewałam. Nie twierdzę, że się zawiodłam. Pozostał we mnie pewien niedosyt. Czegoś mi w tobie brakuje. Przerywasz moje rozmyślenia, jakby czytając w myślach.

-Życia. Brakuje mi życia. -stwierdzasz i uśmiechasz się pięknie. 

  Obserwowałam cię całe twoje życie. A tak szczerą i ciepłą minę, wyrażasz po raz pierwszy. Na prawdę nigdy nie potrafiłam rozgryźć, co siedzi w twojej głowie.
I pomyśleć, że żyję tysiące lat...
_____________________________

Mam nadzieję, że się podobało ^^
 Juri-chan

poniedziałek, 2 maja 2016

KageHina dla zainteresowanych ;)



Króki shocik z Haikyuu,

pisany dawno temu, poprawiany szybciutko, bo nie mogę już na to patrzeć X'D

Jednak mam nadzieję, że wam się spodoba ^^

Za ewentualne błędy przepraszam i zapraszam do czytania :3

_________________________________


ZAPALENIE TWARZY


   Hinata nigdy w życiu nie był zakochany. Swoją empatią darzył niemal wszystkich, przez co wydawać się mogło, że szybko popada w zauroczenie, jednak nigdy nikogo szczerze nie kochał, poza członkami swojej rodziny. Był również w takich sprawach "ciemny". Kiedy powiedział to swoim kolegom, nie mógł zrozumieć ich zdziwienia.
-Haaaaa!?Hinata, nigdy nie miałeś dziewczyny? -krzyknął środkowy. Rudzielec kiwnął głową, a czarnowłosy strzelił facepalma.
-Pewnie żadna go nie chciała...-stwierdził złośliwie Tsukiyama.
-Oi,oi...to na pewno nie prawda. -powiedział spokojnie Sugawara, po czym dodał: -Prawda Hinata?
-Nie wiem. Po co w ogóle chodzi się z dziewczyną? To jakaś forma zabawy? -spytał zupełnie poważnie.
-Coooo?! Serio? Ty w ogóle byłeś kiedyś zakochany? -wykrzyczał z niedowierzeniem Nishinoya.
-Emm...chyba nie...a co się wtedy czuje?
-Yym no wiesz... stresujesz się przy tej osobie, rumienisz i w ogóle! Uciekasz od tej osoby, a jednocześnie chcesz z nią przebywać.-powiedział zmieszany libero.
-Aaaaaaa...
-Nadal nie masz pojęcia, o czym mówimy! -odparł Kageyama.
-Heheheheh... jak to jest się rumienić?- zaśmiał się histerycznie mały, drapiąc w tył głowy.
-Na przykład po pocałunku piecze cię twarz. –stwierdził Kei.
-To jakieś zapalenie twarzy?- wystraszył się Shoyo.
-Hahaha co? Czyli jeszcze się nie całowałeś? Frajer! -dociął mu blokujący.
-Hej! Nie tak chamsko! -skarcił do Sugawara i dodał: -To również kłamstwo, prawda Hinata?

   Wszyscy spojrzeli oczekująco na Hinatę, który spuścił jedynie wzrok, obserwując swoje buty, co tylko potwierdzało teorię blondyna. Nishinoya zawiesił mu ramię na barku i powiedział entuzjastycznie:
-Głowa do góry! Nauczymy cię!
-Eeee?! Czego? -wrzasnął środkowy.
-Całowania! -Tsukiyama pijący wcześniej izotonik, zakrztusił się cieczą, Kageyama zapowietrzył się, Sugawara cichutko powtarzał sobie (trzeba uratować przyjaciela...), a Nishinoya stał z dumnym uśmiechem na ustach. Hinacie zaświeciły się ogniki w oczach.
-Naprawdę? A jak? -"Biedne, niewinne dziecko..."pomyślał Suga.
-Normalnie debilu! - Tobio uderzył rudego lekko w czoło.
-Ale jak? Ja nie bardzo wiem. Ja jeszcze nigdy...-chłopak zaczął nerwowo miętosić koszulkę. Nishinoya wrzasnął zachwycony:

-Czyli to twój pierwszy pocałunek? Bez obaw będę delikatny!
-Hę? -zanim Hinata ogarnął co się dzieje, całował się czule z...Kageyamą. Środkowy szybko odepchnął libero, rzucającego się na rudzielca i sam skradł pierwszy pocałunek kolegi. Kiedy oderwał się od ust niższego, Hinata oblał się uroczym rumieńcem.
-O! Masz swoje zapalenie twarzy. -stwierdził i poklepał go po głowie, sam odwracając swoją, aby nikt nie widział jego rumieńców. Reszta widząc to rzuciła się w kierunku "wabika" zachwycając i tamując krew z nosa.
-Hinataaaaa! -biegli w stronę zdezorientowanego ryżego z otwartymi ramionami i dziubkami. Czarnowłosy złapał rękę ofiary i wybiegł z sali. Kiedy znaleźli się w bezpiecznym miejscu Hinata szarpnął bluzką Kageyamy i odparł:

-Chyba już wiem, co to zauroczenie.-i schował twarz pod grzywką.
-Chodź tu debilu! -wyższy podniósł jego twarz, aby móc spojrzeć mu w oczy i powtórnie go pocałował. Tym razem Hinata się przyłączył.


   Podczas gdy reszta ich szukała, jedynie Suga zobaczył zajście. Uśmiechnął się widząc ich razem.
-Obydwoje zapadli na ciężkie zapalenie twarzy...

_________________________________


Arigato :3
Juri-chan

Co Akashi robi, aby zwalczyć tęsknotę?



Miałam dylemat, czy wstawić to jako baaaardzo krótki shocik, czy obszerniejszą miniaturkę XD

Ostatecznie wybrałam to drugie. No shit Scherlock!


Mam nadzieję, że wam się spodoba ^^

______________________________

Bliskość.

-Do zobaczenia, Akashicchi!
-Uważaj na siebie, Ryota. -blondyn uśmiechnął się, podbiegł (znowu) do niższego i cmoknął go w czoło. Spojrzał na rudego i widząc lekki uśmiech, sam wyszczerzył się jakby wygrał w totolotka.
-Pa!~
  Seijuro patrzył chwilę za nim, jakby oczekiwał na jego powrót.
-Nonsens. Przecież nie wróci z pracy, skoro jeszcze do niej nie poszedł. – stwierdził, po czym usiadł na fotelu przy shog'ach, starając się odepchnąć od siebie myśli dotyczące Kise.
-Ile można o tym rozmyślać? Dosyć tego. Nie potrzebuję nikogo do zabicia czasu. -westchnął cicho i poszedł do kuchni zrobić obiad.
 Kise na pewno wróci zmęczony, więc jak raz na jakiś czas coś mu ugotuje, nic się nie stanie. A potem sam będzie chciał coś dla niego zrobić... w dodatku szczęśliwy Ryota, to posłuszny Ryota. Kiedy jest zły, albo obrażony, jest nie do zniesienia i zaczyna się stawiać. A Seijuro nie lubi, kiedy ktoś nie chce ulegać. Nawet jeśli to blondyn. Owszem pozwala mu na wiele rzeczy, ale są pewne granice. "Więc mam nadzieję, że to jasne - wcale nie zmiękłem."
 Skończył pichcić i zerknął na zegarek. "Ech...Ryota będzie dopiero za 3 godziny..."-pomyślał i zaraz przeklął sam siebie. Wreszcie ma wolny czas, tylko dla siebie i nie ma zamiaru myśleć o irytującym, upierdliwym, klejącym się do niego chłopaku. Tak...bardzo irytującym. Zwłaszcza teraz, kiedy nie było go przy nim. Kapitan Kiseki postanowił iść pobiegać, jak co dzień, aby nie stracić formy. Wybiegł na chodnik i ruszył przed siebie. W drodze powrotnej mijał boisko od koszykówki. "Pograłbym, gdyby Ryota... Nie!" znowu skarcił się w myślach.

-Potrafię się obejść bez niego. –powiedział sam do siebie.

  Kiedy wrócił, odruchowo zerknął na zegarek i poszedł pod prysznic. Wychodząc z łazienki znowu wszedł do kuchni i zabrał się za odgrzewanie obiadu. Gdy nakładał ryż na talerz usłyszał szczęknięcie klamki.
-Wróciłem! -Seijuro w mgnieniu oka znalazł się w przedpokoju.
-Witaj w domu. -Kise popatrzył na niego zaskoczony, by zaraz rzucić się na rudego z chęcią wycałowania na śmierć. Akashi umknął jednak przed silnymi ramionami blondyna. Jak walczyć z Kise, to tylko szybkością. Jeśli zamknąłby go w uścisku, już by nie wyszedł. Nie żeby Seijuro tego doświadczył. Skąd taki pomysł?

-Nie pozwalaj sobie.- odparł chłodno.
-Buuuu! Akashicchi, a co z powitalnym całusem? -nadął naburmuszony policzki.
-Nie dostaniesz.
-Akashicchi! Nie kochasz mnie? – wyższy zrobił strasznie smutną minę.
-Nic takiego nie powiedziałem.
-Czyli kochasz? -smutek zamienił się w przepełnione nadzieją oczy.
-... -blondyn wziął tą ciszę jako potwierdzenie.
-No więc? Akashicchi! -schylił się, czekając na pieszczotę. Rudy czekał chwilę, ale w końcu podszedł do niego. Jednak zamiast całusa powitalnego, blondyn dostał bardzo namiętny, gorący pocałunek. Kise jęknął, a kiedy rudy wyjął język z buzi modela ten sapnął i odparł:
-Kocham cię Akashicchi!
-Yhm. Wiem. -znowu zakrył jego usta swoimi i szepnął w nie: -Tęskniłem, Ryota.
________________________

Arigato :3
Juri-chan

Czas na AkaKuroszki ^^



Konbanwa,

króciutkie AkaKuro, z nutką AoKi dla was. Napisane, aby poćwiczyć pisanie w pierwszej osobie (mojej pięcie Achillesa).

Zapraszam do czytania

_______________________________



Dwudziesta zima mojego życia.


   Mam dwadzieścia pięć lat. Pracuję jako nauczyciel języka japońskiego. Od pięciu lat, gdy tylko wracam do domu, zastaję czekającą na mój powrót, kochającą mnie z wzajemnością, osobę. Z koszykówką nie łączy mnie praktycznie nic, odkąd zakończyłem liceum i byłem zmuszony pożegnać się z moją cudowną drużyną. Jednak mam wspaniałych przyjaciół. Nadal staramy się utrzymywać ze sobą kontakt, bardzo mnie to cieszy. Uważam to poniekąd za magiczne. Pomimo tego iż nasze drogi rozeszły się praktycznie całkowicie, wciąż umawiamy się na drobne spotkania, bądź regularnie do siebie dzwonimy. Nadal też dbam o relacje z przyjaciółmi z Teiko. To śmieszne, jednak po ukończeniu trzeciego roku najwięcej czasu spędzam z osobami, za którymi towarzystwem nigdy specjalnie nie przepadałem... Kise Ryota, Murasakibara Atsushi, Momoi Satsuki. Oczywiście widuję się również z Aomine Daikim. Spotykam czasem Midorimę Shintaro. Jednak najczęściej spotykam JEGO. Ciężko byłoby GO nie spotykać, skoro razem mieszkamy. Oficjalnie jesteśmy razem. Tak oficjalnie. Nigdy nie zapomnę o tym, w jaki sposób się zeszliśmy… To było w moje dwudzieste urodziny. Dokładnie pięć lat temu.

  Wyszedłem na ziąb, owijając się szczelnie szalikiem i ruszyłem w stronę umówionego miejsca. Zatrzymałem się będąc u celu i wcisnąłem ręce do kieszeni kurtki, wypatrując przyjaciela. Ku mojemu zdziwieniu zauważyłem zupełnie inną osobę. Aomine Daiki, machał nonszalancko, uśmiechając się do mnie zaczepnie. Kiedy był już blisko, poczochrał moje włosy i przywitał się zwyczajowo.

-Yo Tetsu. -wyprzedzając moje pytanie dodał szybko: -Kise musiał zostać trochę dłużej w pracy.

  Mimo iż wszyscy mnie przypisywali pracę z dziećmi, to właśnie on został przedszkolanką. Cieszyłem się widząc go w pracy. Naprawdę się do tego nadawał. Jego ciepły charakter doskonale kooperował z dziećmi. Kise wyglądał przy nich nawet....uroczo?
Spotykając się z moim zaskoczonym spojrzeniem znów dodał:

-Jedna mamka się spóźni i nie chciał zostawiać dzieciucha zapłakanego...
-Rozumiem Aomine-kun, ale dlaczego ty tu jesteś? Mógł przecież zadzwonić. -Aomine podrapał się lekko w tył głowy i spojrzał w bok.
-Skłamałem, że idę w tym kierunku i mogę ci przekazać, że...O właśnie! Chodź idziemy po niego. Wasze spotkanie się trochę przesunie. Jeśli w ogóle się odbędzie...-stwierdził kwaśno.
-Dlaczego miałoby się nie odbyć Aomine-kun? I czemu skłamałeś?- coraz mniej rozumiałem z obecnej sytuacji...
Ciemnoskóry westchnął przeciągle i powiedział na jednym wdechu:
-Tetsu...kocham Kise… Nie rób takiej zdziwionej miny! Sam się tym zaskoczyłem. -dodał widząc moje zaskoczone spojrzenie. Nic przeciwko temu nie miałem. Nawet się z tej wiadomości ucieszyłem. Po prostu nie przypuszczałem, że chłopak może poczuć do Ryoty coś głębszego niż przyjaźń.
-Rozumiem.
-Zamierzam mu to powiedzieć. Dzisiaj. Zaraz, jak tylko wejdziemy.
-A co mam do tego ja, Aomine-kun? Po co mnie w to mieszasz?
-Wiesz...-zaczął niepewnie.

-Jeśli się na mnie zezłości, to pewnie znowu nie wróci na noc...więc tak trochę jakby chcę wykorzystać twoją obecność, żeby nie spał u podejrzanych źródeł i nie włóczył się po nocach sam. Martwiłbym się.
-Mówisz jakbyście już byli parą.-zaśmiałem się lekko, a mój przyjaciel uniósł pytająco brew.
-Już...?
-Ah, nie chcę zapeszać Aomine-kun. Idź i mu powiedz. Przepraszam, ale coś mi wypadło. Do widzenia. Daj znać jak już będziecie razem! -powiedziałem oddalając się od osłupiałego chłopaka. Nie wiem, jak długo sterczał na tym mrozie, ale usłyszałem za swoimi plecami jakieś przeklnięcie i zaśmiałem się pod nosem. Wyciągnąłem komórkę i wysłałem jednego sms'a.

"Dziękuję za zaproszenie, nie przejmuj się Kise-kun. Możemy wyjść jutro. Dzisiaj musisz wysłuchać Aomine-kuna. Powodzenia!"

  Schowałem urządzenie i udałem się w stronę mieszkania. Po drodze omal nie dostałem drzwiami jakiejś cukierni. Odwróciłem się słysząc jakby znajome "przepraszam" i wlepiłem zdziwiony wzrok w osobę przede mną.
-Murasakibara-kun?
-Eh? Kuro-chin? Jak się dobrze składa! Auć! -stęknął fioletowowłosy i spojrzał z wyrzutem na osobę, która dała mu kuksańca w bok.
-Muro-chin, to nie było miłe.
-Murasakibara-kun, co znaczy "dobrze się składa"?
-Ah...bo specjalnie na dziś...Auć! Muro-chin! –dwumetrowy gigant, zaczął się denerwować nie na żarty.
-Atsushi, przypomnij sobie słowa naszego ostatniego klienta –powiedział cierpliwie Himuro.
-Uaaaaa, zapomniałem. Gomena Kuro-chin, ale to tajemnica zawodowa.
-Nic nie szkodzi. Będę się zbierał. Do widzenia, Himuro-kun, Murasakibara-kun.
-Do zoba...auć! Do widzenia Kuro-chin.- As Yosen pomachał mi leniwie.
-Żegnaj Kuroko. –uśmiechnął się Tatsuya.


  Poszedłem dalej, mocno zmieszany poprzednią sytuacją. Nieco zawiedziony brakiem pamięci co do tak ważnej daty, jednak widziałem że przyjaciele mają swoje problemy. Przecież to tylko urodziny. Dzień jak każdy inny. Stanąłem przed drzwiami. "Ciekawe czy Akashi-kun jest już w środku..." Podobnie jak Kise i Aomine, ja i Akashi jesteśmy współlokatorami. Z tym, że nie sądzę, a raczej jestem pewien, że będą nas łączyły takie relacje, co za chwile ich.

-Chociaż bardzo bym tego pragnął. –rzuciłem w powietrze. Kise kocha Daikiego od wielu lat. Dzisiaj na pewno będzie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Trochę mu zazdroszczę...
Otworzyłem drzwi, nie zaskoczony faktem, iż Seijuro nie ma w mieszkaniu. Często tak się było, ze względu na jego pracę. Może to i lepiej, ostatnimi czasy jego towarzystwo bardzo mi ciążyło. Odkąd uświadomiłem sobie, że go kocham...


  Ruszyłem ku mojemu pokojowi i stanąłem w progu zdziwiony. Na moim biurku leżała kartka, owinięta czerwoną wstęgą, a na jej środku widniało cienkie, staranne pismo "Tetsuya". Otworzyłem papier drżącymi rękoma i przeczytałem zawartość. Uniosłem brwi ku górze i poszedłem do pokoju współlokatora.

"Wszystkiego najlepszego, Tetsuya. W moim pokoju zostawiłem dla Ciebie prezent. Wchodź śmiało."

  Mimo wszystko zapukałem cicho, nie słysząc odzewu nacisnąłem na klamkę. W pokoju, o dziwo, siedział Akashi, a widząc mnie podszedł szybko i przytulił. Odwzajemniłem delikatnie uścisk, z mocno bijącym sercem.
-Wszystkiego dobrego, Tetsuya. Przyjmiesz mój prezent?
-J..Jaki Akashi-kun? –pierwszy raz w życiu się zająknąłem.
-Mnie. -odparł składając na moich ustach delikatny i czuły pocałunek, który po chwili przerodził się w namiętny i zachłanny taniec języków. Oderwałem się od niego z trudem i spojrzałem mu w twarz ze łzami w oczach.
-Kocham Cię, Akashi-kun. –byłem tak oniemiały, że nie myślałem racjonalnie. Czekałem z drżącym sercem. Czerwonowłosy otworzył usta, aby odpowiedzieć, jednak przerwał mu dźwięk dzwonka do drzwi. Rudy uśmiechnął się czule i powiedział rozbawiony.
-Idź otworzyć.
Ruszyłem niepewnie zerkając na chłopaka i pociągnąłem za klamkę. Powitały mnie krzyki i śmiechy, tłum ludzi wszedł do ciasnego mieszkanka, składając mi życzenia i obdarowując prezentami. Całe, radosne Seirin, zarumieniony Kise trzymający się z Aomine za rękę, Midorima wraz z Atsushim, niosący tort większy ode mnie. Stanęli przed moją zaskoczoną osobą i wykrzyczeli głośno:
-Szczęśliwych urodzin, Kuroko!
Spojrzałem na obejmującego mnie rudego chłopaka. O tak. Na pewno będą szczęśliwe. Otarłem łzy rękawem i odparłem cicho: -Dziękuję.



To był początek mojego życia. Urodziłem się na nowo. Uśmiechnąłem się do siebie, na te miłe wspomnienie. Otworzyłem drzwi, rzucając z progu "Wróciłem". Wszedłem do domu, krzycząc zaskoczony, kiedy zostałem złapany w żelazny, dobrze mi znany uścisk. Silne ramiona obejmowały mnie szczelnie i poczułem ciepły oddech na swojej szyi.
-Witaj w domu, Tetuya.
___________________

Arigato,
Juri-chan

To tylko żart! CZ.II

Ohayo,
zapraszam do drugiej części ;)
Mam nadzieję, że się spodoba ^^
Ah i gomen, ale blogger mi się buntuje w kwestii estetyki i zaznacza mi tło liter oraz zmienia kolor tekstu ;-;
__________________________________

Część II

Kasamatsu stwierdził, że będąc na ich spotkaniu, przeszkodzi Kise w tym, co chciał im powiedzieć. Musiał też poinformować o jego dzisiejszym wyjeździe drużynę. Zapukał do salonu i wszedł. Było tu całe Kaijo i kilka osobników z Tuou. Jednym z nich był Aomine, rozwalony na sofie, piorunujący wzrokiem Yukio. Szatyn nie pozostał mu dłużny. Nie wiedział jak można być takim niedojrzałym, egoistycznym gówniarzem. Na samą myśl o tym, jak po jego wyjściu Kise szlochał, trząsł się i powtarzał na zmianę jak wariat: „To przecież nie moja wina...”, „Aominecchi ma rację...”, krew w nim wrzała. Klasnął w dłonie i zanim przeszedł do rzeczy, poprosił, aby zostali w pomieszczeniu tylko szczerzy przyjaciele Ryoty. Z salonu ulotniło się kilka osób. Z Tuou został tylko Aomine, a wwiercając w Yukio nienawistne spojrzenie pomyślał: „Zobaczymy czy wyznasz im przy mnie, że jesteście razem.”
***
— Kise-chin, gdzie jest Mine-chin?
— Ach… Aominecchi dowiedział się wcześniej i jest na mnie zły...
— Dowiedział? Niby o czym? — Shintaro poprawił swoje okulary.
— Um... zostało jeszcze pół godziny, wtedy wam powiem, zgoda? — Uśmiechnął się do nich.
— Poł godziny. Do czego, Kise-kun?- zmarszczył brwi Tetsya.
— Yyy... — Podrapał się palcem po policzku. — Do końca gry, Kurokocchi.
— Coś mi się tu nie podoba, nanodayo.
— Kise-chin co się stało?- spytał dwumetrowy kolos, opluwając się przy tym spożywanym jedzeniem.
— Rozumiem, że jak gra się skończy, to powiesz o co chodzi, tak Ryota?
— Yhym. Dokładnie Akashicchi. — Zaśmiał się nerwowo. Rudy rzucił karty na stół i oznajmił:
— Wygrałem. Teraz mów.
— O, Aka-chin, to było szybkie. –Fioletowowłosy klasnął bez entuzjazmu w dłonie, ugryzł ciastko i spojrzał na Ryote. To samo zrobili Kuroko i Midorima. Kise wziął głęboki wdech i zaczął:
— No dobrze. Etto… Wiecie, że ja was wszystkich bardzo lubię i szanuję. Dlatego chciałem wam powiedzieć, nawet jeśli nie odwzajemniacie tych uczuć, a tych co jednak mnie lubią prosić o...
— Do rzeczy Kise! — ponaglił strzelec Shutoku, czyszcząc okulary.
— Mam prośbę. Chciałbym, żebyście zachowywali się normalnie.
— Nanodayo?
— Chcę, żeby wszystko było po staremu.- dodał blondyn ignorując wtrącenie Shintarou.
— I tylko o to ci chodziło Kise-ku...
— Mam raka — przerwał głośno niebieskookiemu koledze. Widząc niedowierzanie na twarzach i chcąc przerwać niezręczną cieszę, kontynuował: — Jeśli mogę, proszę was o to, żebyście się nade mną nie litowali. Nie przebywali ze mną, bo wam mnie szkoda. A jeśli nie macie się ze mną ochoty spotykać, nie róbcie tego na siłę.
Znowu nastąpiła głucha cisza. Nawet Murasakibara przestał grzebać w paczce chipsów.
— Kise-kun. To nie jest żart, prawda?
Model pokręcił przecząco głową ze smutną miną.
— Ile?
— Co ile? Midorimacchi?
— Ile zostało ci czasu, Ryota?
Jasnowłosy spojrzał na godzinę.
— Jeszcze nie wiem Akashicchi. Za 10 minut jadę do szpitala. Tam się wszystkiego dowiem. — Na te słowa wszyscy powiedzieli jednocześnie:
— Kise-chin mogę cie odwiedzić?
— Kise-kun zadzwoń jak już będzie po badaniach.
— Ryota, dopilnuję tego, żeby się tobą zajęli najlepiej, jak tylko się da.
— To bez sensu! Masz, mój szczęśliwy przedmiot. Powinien zadziałać także na ciebie. Weź go, a na pewno wszystko będzie dobrze. –Kise westchnął i odparł:
— Minna. Prosiłem was. Nie chcę litości.
— Kise-kun jesteś idiotą. To nie litość, tylko współczucie.
— Kurokocchi... –blondyn pociągnął nosem.
Niebiesko włosy przytulił chłopaka, Midorima dał mu swoją fokę, Akashi trzymał pocieszająco za ramię, a Atsushi powciskał mu, gdzie się tylko dało, słodycze.
— Jesteście najlepsi — odparł ze łzami w oczach i wyszedł z pensjonatu, bo czekała na niego taksówka.
***
— Kise jest chory. Nie wiem, ile mu zostało i jak bardzo jest to rozwinięte, ale wykryto u niego nowotwór. — Zignorował krzyki zdziwienia i kontynuował: — Mam jeszcze przekazać przeprosiny, że sam wam tego nie powiedział. 
Zanim ktokolwiek o coś zapytał, Kasamatsu wyszedł pośpiesznie z pokoju. W połowie korytarza usłyszał biegnącego Aomine, odwrócił się, spojrzał na niego z pogardą i uderzył z całej siły.
— Co, kurwa?
— Kretyn! Mogłeś go nie kochać i tylko się z nim bawić, ale w takim momencie mogłeś zerwać z nim delikatniej. Nieodpowiedzialny, samolubny, dziecinny dupek!
— Odwal się! — warknął, próbując go wyminąć.
— Dokąd, co?
— Do Kise, zejdź mi z drogi!
— Teraz sobie o nim przypomniałeś? Debil!
— Nie ja jestem debilem, tylko on!
— Co? – Yukio zabraniał, po czym zmarszczył wściekle brwi.
— Gdyby mi powiedział, nic by się tak nie popieprzyło!
— Nie pier…— Zrobił zaskoczoną minę, widząc wyraz twarzy Daikiego. — Ty nic nie wiesz?
— No nareszcie Sherlocku!
— To co to miało być rano? Wściekłeś się, przyznałeś, że wszystko wiesz...
— To... — Aomine podrapał się zmieszany w tył głowy. — Myślałem, że on... że wy... i jeszcze się do ciebie przytulił...
— Rany boskie... Obaj jesteście debilami! Kise chciał ci teraz powiedzieć, myślę, że już wszyscy z Kiseki wiedzą. Musisz do niego jechać!
— Jechać? Gdzie on jest?
— Panie, daj mi siły! W szpitalu, pojechał na dokładniejsze badania. On jest pewny, że zostawiłeś go, bo jest chory...
— Który szpital?
— Yoshida. Poproszę naszego trenera, żeby cię zawiózł.
— Za długo! Zanim wejdzie do auta...
Wybiegł w ulewę na drogę i pobiegł w stronę szpitala.
***
Jadąc, opierał się policzkiem o szybę auta i patrzył na zdjęcie w swojej dłonie. Na obrazku widniało Pokolenie Cudów za czasu gimnazjum. Zawiesił dłużej wzrok na Aomine i pomyślał: „Chciałbym więcej takich dni jak tamten...”
***
„Nigdy więcej się nie spóźnię...”
Stał ze spuszczoną głową, zaciskając pięści. Żal ściskający jego serce był tak wielki, jak wielka jest ilość piasku na pustyni. Wiatr boleśnie chłostał jego policzki, ale ten ból nie mógł równać się z tym, co czuł w sercu. Jeżeli jeszcze można było tak nazwać ten postrzępiony, pusty narząd.
„Nigdy sobie nie wybaczę...”
Czuł się podle. Winił się za to, że sprawił tak wiele bólu, a nie zdążył za to przeprosić. Wszystko przez nieporozumienie. Głupie nieporozumienie! Nie powinien popełniać takiego błędu. Nie. Po prostu nie.
Nie wiedział jakim cudem potrafi jeszcze stać, pomimo drżących kolan, wiotkich mięśni i wstrząsów na całym ciele. Stał przed gładką taflą, na której widniał napis. Imię, które kiedyś uwielbiał wymawiać, teraz nie przechodziło mu przez krtań. Litery, które układały się w dwa tak smutno kojarzące mu się słowa.
Kise Ryota.
Patrzył zrozpaczony na mogiłę swojego ukochanego. Ukrył twarz w dłoniach i zapłakał nad nim setny już chyba raz. Był zdruzgotany, cały dygotał ze smutku i złości na siebie. Nie potrafił złapać oddechu, jego płuca odmawiały posłuszeństwa. Każdy wdech kuł jego pierś. „Zasługuję...”
Nagle coś kazało mu podnieść głowę. Popatrzył na osobę stojącą przed nim. Była jakby... wyblakła? Mimo tego rozpoznał złociste włosy, przepiękne, w kolorze miedzi oczy i bladą, delikatną skórę. Pragnął krzyknąć jego imię, przeprosić, przytulić, jednak głos uwiązł mu w gardle, a ciało skamieniało. Patrzył jedynie szeroko otwartymi oczami, przepełnionymi smutkiem. Blondyn powiedział coś do niego, jednak do Daikiego nie dotarł żaden dźwięk. Widział jedynie ruch jego ust.
— K-Kise, czekaj co ty...? Proszę, nie...
Zjawa objęła jego twarz dłońmi i mimo iż były chłodne, Aomine poczuł ciepło. Duch wytarł kciukami jego łzy, pokręcił głową, uśmiechnął się czule i zniknął.
— Ryota... — szepnął z trudem przez gulę w gardle. — Nie zostawiaj mnie...
Przed oczami mu pociemniało. Został sam, w nicości. Zwinął się w kłębek i zaszlochał ponownie. Doszły do niego stłumione i ciche, jednak wyraźne słowa:
— Nie tak Aominecchi. Powinieneś się uśmiechać.
***
Otworzył zaciśnięte powieki, pod wpływem zimnego, delikatnego dotyku. Spojrzał na stojącego przed nim Kise, który znowu wytarł kciukiem jego łzę. Znowu? Objął rękę, aby utwierdzić się w przekonaniu, że to był tylko sen, a on siedzi i czeka na niego na ławce przed szpitalem. Chłopak cofnął dłoń i wyprostował się.
— Aominecchi, co ty tu robisz? Przeziębisz się, leje jak z cebra. Nie powinieneś…
— Kise, przepraszam! Jestem idiotą!
Patrzył na niższego smutnym wzrokiem, widać było, że chciał go dotknąć, ale się wahał. Był pewien, że blondyn go nienawidzi. Uderzy, zruga, splunie... Nic takiego się nie stało. Chłopak objął jego szyję rękami.
— Tak. Jesteś.
I zaczął płakać. Aomine też wtulił się w niego, przełknął ślinę, powstrzymując swoje łzy i wyjaśnił:
— Kise... Ja myślałem, że wy jesteście razem. Nawet nie pomyślałem o tym, że ty... że możesz... — Ścisnął go mocniej powstrzymując przed spojrzeniem mu w twarz i dodał, cicho łkając: — Być chory.
— I przybiegłeś? — Ton modela był szorstki, zupełnie niepasujący do miny. Aomine odsunął się, aby móc dostrzec twarz ukochanego. Skinął lekko głową.
— I masz zamiar zostać?
Znów niepewnie przytaknął.
— I masz zamiar mnie kochać?
Na kolejny ruch głową Kise powiedział oschle:
— W takim razie idź stąd. Nie chcę cie tu więcej widzieć.
Mulat był zdezorientowany. O co temu debilowi chodziło?
— Kise...— Idź już!
— Cholera, kocham cię!
— Wiem.
— Więc dlaczego...?
— Właśnie dlatego, Aominecchi. Właśnie dlatego...Kiedy umrę...
— Gówno mnie to obchodzi. Liczy się TU i TERAZ!
Modelowi zaszkliły się oczy tak, że teraz wydawały się naprawdę złote.
— Kise. Dlaczego ty musisz wszystko komplikować?
Nie czując sprzeciwów, pocałował go mocno i czule. Nie było sensu wracać do ośrodka, ponieważ Kise za dwa dni miał iść odebrać wyniki, więc poszli do niego, mając najbliżej.
***
Przekręcił klucz i wpuścił wyższego do swojego mieszkania. Zamknął za sobą drzwi i wpadł w jego ramiona. Zaczął całować go desperacko i wtulił się w niego, jakby był jego ostatnią deską ratunku. Gość odepchnął go delikatnie, nadal jednak tuląc, i szepnął w usta:
— Kise... Ja chcę najpierw wszystko wiedzieć.
— Potem ci powiem, Aominecchi.
Zakrył jego usta swoimi, chcąc, aby wyższy o nic nie pytał.
— Kise! — warknął szorstko, a widząc, że chłopak się spłoszył, dodał: — Nie bój się, nie odejdę, jak poznam prawdę. Nie ważne ile, będę przy tobie.
Podrapał się w tył głowy, zakłopotany. Nigdy nie był dobry w gadce. Blondyn spalił buraka i uśmiechnął się pięknie. Aomine tak dawno nie widział pogodnej twarzy blondasa, że dopiero wtedy uświadomił sobie, jak bardzo pragnął zobaczyć ten wyraz. Pocałował go mocno, zaskoczony Kise jęknął, a Mulat wtargnął językiem do jego buzi. Po dłuższej chwili model zaczął dyszeć, nie mógł złapać oddechu, zarówno przez namiętność tego pocałunku, jak i chorobę.
— Aominecchi... Daj mi... Złapać oddech... — szeptał między pocałunkami. Wyższy odsunął się wystraszony i posmutniał.
— Przepraszam. Mogło ci zaszkodzić — odparł cicho. Kise popukał go w czoło.
— Głupek! Każdy by się zachłysnął taką pieszczotą.
Zarumienił się i poszedł do kuchni, zostawiając Asa na kanapie w pokoju. Po chwili wrócił z dwoma kubkami herbaty. Daiki podniósł pytająco brew, na co niższy odparł:
— Chciałeś porozmawiać, prawda?
— Yhm.
Przyjął z wdzięcznością kubek i przesunął się w róg kanapy, klepiąc miejsce między swoimi nogami. Model oblał się rumieńcem, ale usiadł przed nim. Westchnął zadowolony, kiedy znalazł się w jego ramionach. Mulat oparł brodę o jego głowę i powiedział:
— No więc... Opowiadaj. Wiem, że może nie być łatwo o tym mówić, ale chcę wiedzieć wszystko.
— Ech... od czego mam zacząć?
— Może od kiedy wiesz?
— Dowiedziałem się dwa tygodnie temu, jak miałem ostatnią kontrolę kostki, po meczu z Winter Cup. Kiedy byliśmy już na obozie, starałem się zachować zimną krew, ale wtedy wypaliliście z tym żartem. Normalnie bym spalił się ze wstydu. Poważnie! — dodał, słysząc parsknięcie za plecami, a sam uśmiechnął się pod nosem. Dźgnął Daikiego w żebra. Ignorując krzyk i groźby, kontynuował: — Potem nie wytrzymałem i wyżyłem się na tobie za ten psikus. A kiedy uciekłem... Masz wyczucie, wiesz? Akurat myślałem o tobie, a ty zjawiłeś się, przeprosiłeś i... i... Na sali. Ja... To od dawna było moim marzeniem. Abyś... abyś mnie pragnął... Ale nie chciałem cię zranić moją chorobą. — Ostatnie słowa wypowiedział szeptem. Daiki odwrócił jego głowę i przykrył usta swoimi. Gdy się oderwał, pozwolił Kise kontynuować. — Potem zostałeś na noc. Dawno się tak nie wyspałem... Czułem się przy tobie... bezpieczny? Od tych dwóch tygodni miałem ciągle ten sam koszmar. Umieram, nikt za mną nie płacze. Ale wiesz to była zaleta tego snu... Przynajmniej nikogo nie zraniłbym swoim zniknięciem.
Chłopak obejmujący go warknął i instynktownie i zawęził uścisk.
— Ale cieszę się każdą chwilą, jaką mogę spędzić z moim Aominecchim.
Upił łyk herbaty i szybko ją odstawił. Kise zakaszlał straszliwie, odgłos był rzeżący i sprawiał, że Daikiemu serce się krajało. Głaskał tylko jasne włosy i modlił się, żeby nie umarł mu teraz w objęciach. Kise w końcu złapał oddech i mówił dalej zachrypniętym głosem.
— Dalej to nieporozumienie, obaj jesteśmy głupi. — Zaśmiał się melodyjnie. — Chociaż ty odwaliłeś bardziej, Aominecchi!
— Ech... Wiem. — Podrapał się w tył głowy.
— Żartuję, baka!
Odwrócił się, objął go rękami i położył głowę na jego torsie.
— Teraz już tylko sprecyzowali, że to rak płuc, a szczegóły dostanę za dwa dni.
Trwali tak chwilę, przytuleni do siebie w milczeniu, kiedy Daiki zapytał:
— Więc? –Kise milczał wymownie, więc wyższy zadał kolejne pytanie:
— Ile? — Blondyn wcisnął mocnej głowę w klatkę Mulata. — Ile? — spytał stanowczo.
— Miesiąc. –odparł zduszonym głosem. Wyższy poczuł, jak jego koszula robi się mokra, podniósł głowę modela i wbił się w jego usta.
— Więc wykorzystamy z tego miesiąca najwięcej, ile się da.
Znów zasypał go pocałunkami i przewrócił na plecy.
***
Noc była niezapomniana. Całowali się, jakby każdy, pojedynczy pocałunek był tym ostatnim. Ręce chcące zapamiętać każdy skrawek, biegały po ich nagich ciałach. Oddechy były łapane łapczywie, przy tak nielicznych, krótkich przerwach. Spoglądali sobie w oczy, bojąc się chociażby mrugnąć, aby kochanek przypadkiem nie zniknął, kiedy to zrobią. Nawet najmniejsze oddalenie się od siebie wydawało się być czymś absurdalnym. Przyciskali swoje ciała do siebie najmocniej jak tylko potrafili. Wszystko, co zaczynali, wyglądało, jakby miało zaraz się skończyć.
Kise dysząc, patrzył w granatowe tęczówki. Malowała się w nich troska i miłość, którym dopiero co ustąpiło dzikie pożądanie. Blondyn rozpłakał się, zawiesił na szyi chłopaka „na górze”.
Daiki odwzajemnił uścisk niepewnie, opierając ich ciężar na jednej ręce.
— Cieszę się, że jesteś przy mnie. Daikicchi.
Aomine jedynie wzmocnił uścisk, nie mogąc nic powiedzieć.
***
Ranek był wyjątkowo udany. Model zamrugał kilkakrotnie, przystosowując oczy do światła padającego przez okno. Już smażyło. „Czyli jest koło południa...”
Przeciągnął się i zerwał nagle. Odruchowo sięgnął ręką do miejsca obok siebie i pogładził prześcieradło.
— Aominecchi?
Cisza.
Blondyn odkrył się pośpiesznie i szybkim krokiem poszedł w stronę przedpokoju.
— Aomimecchi?! Ao...
— Nie drzyj się, Kise.
Chłopak odetchnął z ulgą i zaraz nadął policzki.
— Buuuu, Aominecchi! Czemu mi nie odpowiedziałeś? — spytał z wyrzutem. — Bałem się, że...
— Że cię zostawiłem? — spytał zimno, lecz widząc smutną minę kochanka, westchnął i dodał łagodnie: — Kise, chodź tu.
Blondyn podszedł powoli i znalazł się w objęciach mulata.
— Robiłem śniadanie. Marny ze mnie kucharz. Jeszcze gorszy niż romantyk, ale tosty są ok.
Złote oczy spoglądały na niego spod długich rzęs.
— A czemu siedziałeś cicho?
— Wczoraj ładniej mnie nazwałeś. Podobało mi się, kiedy powiedziałeś do mnie po imieniu. Mógłbyś powtórzyć?
Ryota spłonął rumieńcem i burknął coś pod nosem.
— Co? Mógłbyś powtórzyć? Nie dosłyszałem — dodał z tym swoim uśmieszkiem.
— D-Daikicchi.
As zakrył jego usta swoimi i pogonił swoje, jak to nazwał, „chucherko”, aby zjadło śniadanie, bo niknie w oczach. Śmiali się chwilę, ale później dotarło do nich znaczenie tych słów. Mimo wszystko jedli, rozmawiali i byli razem. Tak spędzili cały ten dzień, wspierając się wzajemnie.
***
Kise
To dzisiaj. Cholera, nie chcę tam iść! Jedyne czego nie chcę bardziej to tego, żeby szedł ze mną Aominecchi. Dokładne wyniki ze szpitala i cierpiąca mina mojego chłopaka. Tych dwóch rzeczy naraz nie byłbym w stanie znieść. Powiem mu, jak wrócę. Nie chcę, aby się przeze mnie męczył i opiekował. Sam też potrzebuje odpoczynku. Spojrzałem na niego. Potargane włosy, spokój malujący się na twarzy i ręka obejmująca mocno mój tors pomimo głębokiego snu. Jakby bał się mnie wypuścić z rąk. Uśmiechnąłem się smutno, pogłaskałem delikatnie niebieskie włosy i wyślizgnąłem się z łóżka i objęć kochanka. (Nie było łatwo!) Ubrałem się i wyszedłem po cichu, zostawiając kartkę na stole.
Aomine
— Kise... Wracaj do łóżka, mamy jeszcze cały dzień... —powiedziałem sennym głosem. Nagle coś mi się przypomniało.
— Kise?!
Cisza.
Kurwa, kurwa, kurwa! Poszedł do szpitala! Beze mnie! Co za idiota! Ustalaliśmy, że pójdziemy razem, więc dlaczego? Wstałem, w pośpiechu wciągając na siebie ubrania, biegłem w stronę wyjścia, ale moją uwagę przykuła niewyobrażalnie niebieska karteczka. Zatrzymałem się z trudem (robiąc drift na skarpetkach), mało nie lądując ryjem na panelach i przeczytałem zawartość.

Aomiecchi, przepraszam, że cię nie obudziłem. Chciałem stanąć temu na przeciw. Nie zniósłbym widoku twojej smutnej miny. Proszę, zostań w domu, a jak wrócę wszystko ci powiem.
~Kise
Ten idiota...
***
Szedł pośpiesznie przez korytarz, trzymając w ręku karty. Starał się powstrzymać łzy, ponieważ ludzie zwracali na niego uwagę, jednak nie mógł tego zrobić, kiedy wychodząc z sali zobaczył przed sobą całe pokolenie cudów (całe, z wyjątkiem Asa). Przyjaciele martwili się, wspierali go i troszczyli się o niego. Chcieli nawet razem z Ryotą iść do Daikiego, ale ten podziękował im i wypruł do przodu spotkać się z nim. Wybiegł ze szpitala i gwałtownie się zatrzymał. Naprzeciwko niego stał zdyszany chłopak. Spod granatowych kosmyków spoglądały na niego oczy pełne troski i gniewu. Wyższy podszedł do blondyna i ostrym warknął:
— Kise! Idioto! Wiesz jak się martwiłem? Chciałem tam iść z tobą. Wspierać cię!
Model wybuchł płaczem, ściskając mocno wyniki i przecierając łzy, a Daiki uznał, że jego gniew zranił go bardziej.
— Ryo... Przepraszam... Ja…
Blondyn podniósł głowę. Ku zaskoczeniu ciemnego, na twarzy ukochanego malował się szeroki uśmiech.
— Aominecchi. Już nie trzeba. Nie jestem chory.
Rzucił się na Mulata, znów wybuchając płaczem. Mulat zerknął na kartkę niepewnie i spytał:
— A kaszel? To nie była normalna grypa!
— To zapalenie oskrzeli. Tylko, rozumiesz? — Uśmiechnął się ciepło. — Połączyło się z moją astmą i lekarze się pomylili. Cudownie prawda? Teraz możemy być razem już zawsze.
— Nie — powiedział zimno. Model wybałuszył oczy i przełknął nerwowo ślinę. W końcu udało mu się wydusić:
— J-jak to n-nie?
Aomine ujął jego twarz w dłonie i szepnął:
— Na zawsze to za krótko.
Po chwili całowali się namiętnie, nie zważając na gapiów i zaskoczone Kiseki.

_________________________________
Dziękuję C;
Juri-chan

niedziela, 1 maja 2016

To tylko żart! CZ.I

Konbanwa,
przedstawiam wam two-shocik AoKise, który nie miałby prawa ujrzeć światła dziennego, bez pomocy mojej bety (<3). Praca pisana była dwa lata temu, kiedy dopiero zaczynałam pisać na poważnie, więc miała na prawdę dużo pracy (moja beta-<3 XD).
Ze względu na datę powstania proszę o wyrozumiałość *3*
Zwłaszcza, że Wakamatsu nie jest sobą XD

Zapraszam do czytania ^^
________________________________________

Część I

Wakacje. Pokolenie razem ze swymi drużynami odpoczywali (jednak mieli treningi) na plaży w pensjonatach. Pech chciał, że były podwójne i wszystkie położone blisko siebie. Shutoku z Yosen, Rakuzan z Seirin, a Kaijo z Tuou.
Był spokojny sobotni poranek, niczym niezmącony. No! Prawie niczym...
— Daiki, śmierdzisz! Cuchniesz strachem! Tchórz! — krzyknął Wakamatsu, na co odbiorcy wyszła żyłka na czole. Złapał jego głowę, jakby była piłką, i ścisnął kurczowo.
— Że niby kto jest tchórzem, hę?
Jasnowłosy bluzgał, próbując się wyswobodzić. Kiedy w końcu mu się udało, dodał:
— Ahomine! Ty, bo o głupi żart boisz się założyć!
— No właśnie, głupi! Nie zamierzam się w coś takiego bawić. W porównaniu do ciebie nie jestem pedałem! — warknął, rzucając w tymczasowego współlokatora jakimś butem.
— Nie umiesz się bawić! A już byłem gotów zapłacić ci 1000 jenów...
— Phi, nie jestem przekupny.
— A za te 1000 jenów można by kupić 3 egzemplarze Horikity Mai...
Niebieskooki spojrzał na drugiego z mordem w oczach, jęknął cierpiętniczo i zapytał
— To co miałem zrobić?
***
Tego dnia śniadanie było o 9:00, dwie godziny później niż w inne dni, jednak Kise, Yukio i Sakurai siedzieli już przy stole w stołówce i rozmawiali wesoło. Sakurai na początku obozu poprosił blondyna o pomoc w angielskim, perfect copy bardzo przydaje się w językach, a jego senpai chętnie dołączył. Promienny i roześmiany Ryouta mimo wszystko potrafił być czasem poważny i skupiony. Dobrze uczył, a jego lekcje były łatwe do przyswojenia i przyjemne, ponieważ prowadząc często zabawiał i umiał zaciekawić. Blondyn siedział tyłem do drzwi na stołówkę, a chłopcy naprzeciwko niego. Widzieli więc zbliżającego się Daikiego. Śniady rzucił się w kierunku Kise i... Przytulił z całej siły, krzycząc:
— Cześć Ryo-san Co taka laska jak ty robi w miejscu pełnym facetów lubiących kosza? Ryo-san daisuki! — Zakpił z mało męskiej urody modela. Yukio już chciał krzyknąć wzburzony, ale Ryouta pokręcił przecząco głową. Nie patrząc na swojego „rzepa”, odezwał się chłodno, przybierając twarz bez wyrazu.
— Ile?
Całe towarzystwo spojrzało na niego zaskoczone, a Sakurai zaczął przepraszać za skojarzenia. Blondyn oparł ręce o stół i odsunął gwałtownie krzesło, uderzając oparciem brzuch Aomine, westchnął i spytał:
— Ile ci zapłacili, żebyś to powiedział? — Daiki warknął zły, trzymając się za bolące miejsce, a Kise kontynuował: — Kto?
Wyższy wskazał palcem uchylone drzwi i nie zdążył nic dodać, bo model szedł już w tamtą stronę. Otworzył je gwałtownie i do pomieszczenia wpadł (w sumie to upadł) Wakamatsu. Kise wyciągnął dłoń w jego kierunku pokazując gest pieniędzy, ocierając kciukiem dwa palce.
— Ile miałeś mu zapłacić?
— T-Tysiąc...
Złotowłosy wyszedł z pomieszczenia. Wszyscy patrzyli jak wmurowani na miejsce, w którym jeszcze niedawno stał. Nigdy nie widzieli go tak wzburzonego. Nagle model wrócił i rzucił na stół dwa razy większą kwotę.
— Masz, to za fatygę.
Odwrócił wzrok na senpaia i Sakuraia.
— Gomene, chłopaki. Dokończymy to potem, dobrze?
— Kise, oi! Sory…-Zawołał Aomine.
— Leave me alone, dumbass.
Machnął lekceważąco ręką i poszedł się przejść.
***
Biegł wzdłuż plaży, nadal mocno wkurzony. Rozumiał, żarty żartami, ale w głowie irracjonalnie rozbrzmiewały mu słowa: „Ryouta, musisz się cenić wysoko. Być pewny siebie, ale nie arogancki. Pracować ciężko, ale się nie hartować. Pomagać innym, ale nie dawać się wykorzystywać. Być skromnym, ale znać swoją wartość.” Zostały wszczepione w niego tak głęboko, że stały się jego mottem i kierował się nimi w życiu.
Był zły. „Naprawdę? Aominecchi sprzedał mnie za tysiąc jenów? Tyle dla niego znaczę?” Gdyby zrobił to, bo chciał, Kise pewnie zwijałby się ze śmiechu. Ale fakt, że zmuszał się do jakiegokolwiek kontaktu z blondynem za tysiaka bolał. Kiedyś nie byli od siebie tak oddaleni. Między nimi nie było żadnej bariery. Miał w nim wsparcie i przyjaciela. A potem Daikiemu odwaliło. Dosłownie. Zaczął odpychać od siebie wszystkich, twierdząc „Nikogo nie potrzebuje, zostawcie mnie samego”. Kiedy oprzytomniał po przegranej z Kuroko, z trudem przeprosił go i resztę. Ze wszystkimi jednak utrzymywał jako taki kontakt, ale z blondynem nie zamieniał słowa, jeżeli wymagała tego sytuacja, powstrzymywał się jedynie do lakonicznych słów. Nie rozmawiał z Kise, nie grał z nim, nie spotykał się, a teraz jeszcze sobie z niego drwił!
Usiadł zmęczony na jakimś pomoście i wytarł mokrą twarz ręką. Odwrócił się, słysząc za sobą dudnienie na ziemi. Zaraz tego pożałował. W jego stronę biegł Aomine.
— Oi... Kise... O ci posz...
— Odejdź Aominecchi. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Zresztą, ty chyba masz jej jeszcze mniej ode mnie. — Widząc zaskoczony wzrok mulata dodał: — Ech... Nieważne.
Podniósł się i wyminął Daikiego. Po chwili zatrzymał się mimowolnie. Zerknął na swój nadgarstek, kurczowo trzymany przez niebieskookiego.
— Aomi....
— Ważne.
— E...? — Ryouta był wyraźnie zmieszany zachowaniem drugiego.
— Dlaczego sugerujesz, że nie mam ochoty z tobą rozmawiać, skoro sam do ciebie przyszedłem?
— Nie udawaj Aominecchi, przecież wiem, że to tylko tak dla zasady...
— Chęć odbudowania naszej znajomości też się wzięła „dla zasady”? — warknął Daiki i puścił rękę blondyna.
— C-co? Aominecchi ty tak na serio? Czy to znowu jakiś głupi żart? — Wyższy na słowo żart pokręcił przecząco głową, popukał Kise palcem w czoło i uśmiechnął się szczerze. „A wystarczyło 2 tysiące jenów...” – zaśmiał się w duszy Ryouta.
***
Weszli na boisko, z chęcią zagrania jeden na jednego, jednak sala była zapełniona.
— Rany, co za tłumy.
— Um... Seirin i Rakuzan pojechali do gorących źródeł, więc boisko w ich pensjonacie powinno być wolne.
Aomine spojrzał na Kise zadowolony i włożył ręce do kieszeni rybaczek.
— No to na co jeszcze czekamy? — I ruszyli w tamtą stronę.
Kiedy dotarli na miejsce, były as kiseki od razu zaczął pojedynek efektownym wsadem. Grali dość długo, żaden z nich nie odpuszczał, ale po pewnym czasie skuteczność Ryouty zmalała i wynik zaczął być przychylny Daikiemu. Blondyn był wyczerpany. Miał za sobą 3 godzinny bieg po plaży w gorący dzień, przy którym zapomniał czapki i godzinną, cieszącą go, aczkolwiek męczącą grę z mulatem. „I jeszcze TO...” — westchnął smutno. Nie chciał przerywać tej chwili. Świetnie się bawił, czuł, że ich przyjaźń może się odrodzić. Stanął z piłką w ręku i popatrzył na zaskoczonego Daikiego.
— Gome, Aominecchi. Jestem już zmęczony...
— Luz. Oi Kise...? Wszystko wporząd... Oi! — Złapał lecącego na plecy blondyna, niestety za późno, aby utrzymać ich obu w pionie. Runął razem z nim, amortyzując nieco jego upadek. Kise był cały rozpalony, gorąc jaki bił od niego, był niepokojący.
— Kise... Masz gorączkę.
Ryouta spojrzał na niego zamglonymi oczami. Byli bardzo blisko siebie. Aomine napierał na jego tors swoją klatką piersiową, nadal trzymał modela za koszulę. Kise oddychał ciężko, nie tylko z powodu temperatury. Widok pożądających go, miedzianych oczu sprawił, że wyższy stracił nad sobą kontrolę. Patrząc na niego zbliżył swoją twarz do jego i pocałował. Nie odrywając od siebie wzroku trwali tak chwilę, a blondyn niepewnie odwzajemnił pieszczotę. Pocałunek Ryouty był pełen czułości i namiętności. Zamknął oczy i odsunął lekko swoje usta od Daikiego.
— Aominecchi. Ja... Przepraszam, ale nie mogę.
Daiki popatrzył na niego tępo.
— Jak to, nie możesz? Przed chwilą czułem, że tego chcesz.
Model oparł ręce na klacie mulata i przycisnął je, delikatnie próbując go odepchnąć.
— Chciałem. Chcę, ale nie mogę. Wybacz. Aominecchi nie powinienem. Jestem chory.
— Oi, przecież wiem, zaraz zbijemy ci tą gorączkę. Ale najpierw trochę się zabawimy.
Przygryzł ucho jasnowłosego. Wyglądał uroczo z tym rumieńcem i zakłopotaniem na twarzy.
— Nie... Nie rozumiesz Aomne...cchi...
— Spokojnie, nie zarazisz mnie.
Daiki wepchnął mu siłą język do buzi, niższy jęknął, dając mu nieświadomie dostęp do jego języka. Aomine penetrował nim wnętrze Ryouty, a ten z coraz większym trudem łapał oddech. Nagle obejmujące szyję niebieskowłosego ręce opadły ciężko na parkiet. Kise zemdlał. Temperatura szybko przypomniała o sobie. Aomine westchnął, pogłaskał go po policzku i wziął na plecy. Zaniósł go do ich pensjonatu, do gabinetu pielęgniarki.
— Ech... Ryouta. Potrafisz sobie zawinąć ludzi wokół palca. Ale jak wyzdrowiejesz, nie dam ci spokoju. Nekrofilem nie jestem, więc przez ciebie będę cały dzień napalony. Chociaż jak tak leżysz teraz w bezruchu... — Pocałował nieprzytomnego Kise, który zaprotestował przez sen.
— Da…iki... Nie...
— Hmm słodki. Aż żałuję, że nie lubię kochać się ze zwłokami.
Oblizał usta i wyszedł z gabinetu.
***
Obudził się i usiadł gwałtownie na łóżku. Szybko tego pożałował, złapał za pulsującą głowę i syknął głośno. Jęknął przeciągle na wspomnienie tego, co robili razem na boisku (NA BOISKU!) i dotknął swoich ust. Przejechał palcem po dolnej wardze myśląc o Daikim. Mimo iż był sam w pomieszczeniu, spalił buraka. „Co robić? Co robić?! Tak nie może być! Nie chcę go krzywdzić. Lepiej zranić go teraz, niż potem, zanim zakorzenią się w nim silniejsze uczucia.” Posmutniał, wstał ostrożnie i poszedł do swojego pokoju, podpierając się ściany.
Stanął przed wejściem do trzyosobówki, uśmiechnął się na siłę i wszedł do pokoju. Zamurowało go. W pokoju byli Kasamatsu i Sakurai, okej to jeszcze normalne, bo są jego współlokatorami, ale co do cholery robili tu Aomine, Wakamatsu i reszta Kiseki?! No to sobie odpoczął...
Wszyscy zwrócili uwagę na Kise.
— Minna! Co wy tu robicie? –Spytał.
— Usłyszeliśmy z Akashim-kunem, że jesteś chory, więc zaproponowałem odwiedziny.-Odparł Kuroko.
— Kurokocchi! — Chłopak chciał się do niego przytulić, ale poślizgnął się o pustą paczkę chipsów. Rzucił smutne spojrzenie Murasakibarze.
— Gomeeee Kise-chin. Masz cukierka. — Wpychając mu go do ust (cukierka zboku :D), dodał: — Miodowy, dobry na przeziębienie.
— Nie sądzę, aby Ryota był przeziębiony, Atsushi.
— Przegrzał się na słońcu, nanodayo.
— Kise, masz szczęście, że Aomine był z tobą, bo nikt nawet nie zauważył twojego zniknięcia...
— Hido! Senpai! – Kise otarł twarz dłonią, symulując płacz.
— Kise Ryouta, gomenasai. Mój żart był głupi. Wybacz, nie chciałem cię urazić! — Jasnowłosy ukłonił się nisko, a model podniósł uspokajająco ręce.
— Niepotrzebnie! Wakamatsu-san, myślę, że zirytował mnie przez to, że źle się czułem. Normalnie też bym się z tego śmiał.
— Niewiarygodne Kise-kun. Kogoś tak irytującego jak ty, coś irytuje...
— Kurokocchi!!!
— Ale jeśli myślisz, że ci oddam te dwa patole, to się mylisz. Wiesz ile za to kupię Horkity Mai?
— Aominecchi!
— Zbol! — Wakamatsu po tych słowach dostał w szczękę i wywołała się między nimi bójka. Nikt jakoś specjalnie się tym nie przejął. Wszyscy spędzali miło czas, a Kise nie chcąc ich wyganiać, usiadł przy stole, obok okna, wyglądając przez nie. Przymknął oczy. Było głośno, ale jego taka właśnie atmosfera uspokajała. Popatrzył smutno na wszystkich. Murasakibara grzebał w jego torbie, szukając słodyczy. Akashi właśnie go za to zrugał, Kuroko skomentował kąśliwie cios Aomine i uchylił się przed wymierzonym w niego. Kasamatsu rozdzielający pięściarzy, Sakurai wybiegający z pokoju, non stop przepraszając, i Midorima, pozornie niezainteresowany sytuacją, czytający książkę do góry nogami.
Uśmiechnął się na ten pełen życia obraz i raz jeszcze wyjrzał za okno. Patrzył tak dość długo, przysypiając lekko, nieświadomy tego, że jest bacznie obserwowany.
— Myślę, że czas się zbierać. Kise-kun zasypia na stole.-Zauważył błękitnooki.
— Y?! Co? Ja nie...
— To normalne, że jesteś zmęczony, Ryota. Musisz odpocząć.-Dwukolorowe tęczówki zabłysnęły władczo.
— Nie powinniśmy przychodzić, kiedy jesteś w takim stanie, tylko przeszkadzaliśmy.
— Nie, to nie prawda Kurokocchi, minna. Bardzo się cieszę, że przyszliście i przepraszam, że tak wyszło.
— Murasakibara! Zostaw mój szczęśliwy przedmiot!
— Kiedy to jest czekolada, Mido-chin! A tutaj już nie ma nic do jedzenia!
— Idę stąd, nanodayo! Kise, dobrze by było cię jutro widzieć na nogach.
— Midorimacchi się o mnie martwi? — Uśmiechnął się blondyn.
— Nonsens. Gramy jutro mecz sparingowy i chcę z tobą wygrać!
— Martwi się, Kise-kun.
— Kuroko! Wychodzę, nanodayo.
— Mido-chin czekaj! Oddaj moją czekoladkę!
— Nie jest twoja!
— Też będę się zbierał Ryota. Idziesz Tetsuya?
— Hai. Oyasumi Kise-kun.
— Jeszcze raz przepraszam za żart. Narka Kise. —odparł Wakamatsu, pomachał i wyszedł.
Blondyn zwrócił się do wychodzących przyjaciół:
— Um, a może przyjdziecie jutro? Jak już poczuję się lepiej. Pogramy w karty, jak kiedyś.
— Będzie jedzenie?
— Ta twoja bezinteresowność Atsushi. Jutro nie mam nic w grafiku. Mogę przyjść Ryota.
— Ja też będę Kise-kun.
— Bezsens, po co miałbym tu przychodzić?- Chłopak poprawił okulary na nosie.
— Midorimacchi proszę!
— I tak przyjdziesz Mido-chin.
— Tsk!
— Będę, bo mi się nawet ruszyć stąd nie chce. Kise, śpię tutaj.
— Aominecchi?! Uso!
— Jak będą słodycze, to przyjdę. Do jutra Kise-chin.
— Sayonara, minna! — Patrzył chwilę na zamknięte drzwi, po czym spojrzał na Aomine.
—Aomiencchi, wypad!
— Jakby mi się chciało…
— Nie możesz tak zostawać komuś w pokoju bez zapowiedzi! Może senpai cię tu nie chce? Przeszkadzasz? Pomyślałeś o tym? Są tylko dwa miejsca. Słuchasz mnie w ogóle? Ahominecchi!
— Zamknij się Kise! Głośny jesteś!
— Dobra Kise, pójdę do chłopaków, mają jedno wolne miejsce.
Uśmiechnął się i wyszedł. „Błagam nie zostawiaj mnie tu z nim!”-Pomyślał Kise
— Senpai!
Kiedy tylko drzwi zamknęły się za Yukio, Daiki złapał Kise w objęcia i zaczął całować jego szyje.
— Nie, Aominecchi. Przestań.
Mulat nic sobie z tego nie robił i zaczął ssać ucho blondyna, na co on jęknął i zakrył zażenowany twarz dłonią.
— Kise... Kocham cię. - Model skamieniał. To samo zrobił wyższy, bojąc się odpowiedzi. Ryota drżał, a zaniepokojony Daiki spojrzał na niego. Chłopak płakał. Zaciskał z całej siły powieki, przygryzał usta i łkał cicho.
— Ki…
— Ja… J-ja nie mogę... Aomine...cchi.
— Dlaczego? Nie kochasz mnie? Tylko mi się zdawało? Wybacz...
Miał już wstać, ale Kise złapał go za koszulę.
— N-nie, to nie to. J-ja kocham Aominecchiego, dlatego nie mogę z nim być.
— Baka, niby czemu?
Przytulił go mocno u czule.
— Bo sprawię, że będziesz cierpiał...
— O czym ty mówisz? — Chłopak zaczął się już denerwować. Czy ten Kise nie umie jaśniej?! Warknął i wbił swoje usta w jego. Ryota wydyszał mu w nie:— Nie... Aominecchi, nie!
— Przecież widzę, że chcesz! Co ci się nie podoba? Wiem, że byłem dupkiem, ale przecież, kurwa, przeprosiłem! Czego ty jeszcze chcesz? — Widząc jak Kise zatkało, kontynuował już nieco spokojniej: — Kise, ja jestem poważny.
Blondyn przełknął głośno ślinę i powiedział sucho:
— Właśnie dlatego nie mogę być z tobą.
— Nie wmówisz mi, że szukasz partnera dla zabawy, na jedną noc! Kise, ja cię nie skrzywdzę. Obiecuję.
Model ukrył twarz w dłoniach, ponownie wybuchł płaczem i szepnął:
— Ale ja ciebie tak, Aominecchi. -Daikiego to nie obchodziło. Kochał blondyna i miał głęboko w poważaniu, że może przez niego cierpieć. Dopóki będzie obok, nie ma mowy, żeby cierpiał bardziej niż bez jego osoby. Pocałował go czule, chcąc pokazać mu przez to wszystkie uczucia, zlizał z jego białych policzków łzy i odparł:
— Dobrze, jeżeli to ty, to zgodzę się na to.
Ryouta na te słowa nie wytrzymał i przyciągnął go bardziej do siebie. Zakrył jego usta swoimi, przekazując mu swoje odczucia. Pocałunek był pełen strachu, bólu i smutku, na przemian z pożądaniem i radością. Wyższy odczuł ilość skulminowanych w nim uczuć i postanowił ograniczyć się tylko do pocałunków. Przynajmniej na razie.
Kiedy jego ukochany zasnął w jego ramionach, spytał szeptem, zmartwiony:
— Ryouta. Co tak desperacko przede mną ukrywasz?
***
— Kise?
Spojrzał na blondyna. Leżał na torsie Daikiego i wpatrywał się w niego smutno. Oczy miał podkrążone, a ręce chłodne. Kiedy zauważył, że as Kiseki nie śpi, uśmiechnął się rozczulająco.
— Aomiencchi, kocham cię — szepnął, wtulając się w klatkę piersiową mulata. Przytulił go i dopiero wtedy się rozluźnił. Ziewnął cicho i przymknął oczy.
— Spałeś dobrze?
— Jak jeszcze nigdy. Od dawna nie miałem tak dobrego, mocnego snu.
— Dlaczego? I wiem, że kłamiesz. Masz ogromne wory pod oczami.
— Naprawdę! To przez wczorajszą chorobę, zawsze tak mam. Dlaczego? Sam bym chciał wiedzieć. Dręczą mnie w nocy koszmary.
Niebieskowłosy podniósł głowę, aby lepiej mu się przyjrzeć.
— Czego dotyczą?
Nastąpiła długa cisza, którą przerwał blondyn, uśmiechając się obojętnie.
— Nie wiem. Nie pamiętam ich jak się budzę... — Widząc, jak drugi mruży oczy dodał: — Nie kłamię! Ale teraz ich nie miałem. Dobrze mi się spało przy tobie, Aominecchi. Chciałbym tak móc zawsze. — Speszył się i zarumienił.
— Czemu nie? — Uśmiechnął się wyzywająco i odgarnął kosmyk z czoła modela.
— Baka! — zaśmiał się. — Nie możesz trzymać Kasamatsu z dala od jego pokoju.
Śmiali się dłuższą chwilę, a Daiki w końcu się odezwał.
— Kise...
— Hm?
— Wszystko w porządku?
Ryota uśmiechnął się.
— Teraz tak.
Zaczął całować chłopaka po obojczyku, potem szyi, a wreszcie ustach. Aomine wsunął dłonie pod koszulkę niższego i ściągnął ją błyskawicznie. Przewrócił Ryotę na plecy i przyszpilił jego ręce do podłogi. Znowu zabrał się za ucho blondyna, na co ten głośno jęknął. „Mam twoją jedną słabość! To przez kolczyk jesteś tutaj taki wrażliwy?”- Pomyślał Daiki. Ssał płatek, aż nie usłyszeli głośnych kroków. Szybko oderwali się od siebie, Kise założył koszulkę i odwrócił, trzymając za ucho. To był jego czuły punkt, a kiedy ktoś go podrażni, nie potrafi się szybko uspokoić.
— Ohayo! Śpioc... O! Już nie śpicie? Ki-chan, co się stało?
— A, t-to nic Momoicchi… Tylko szarpnąłem się za kolczyk.
— Ki-chan, pomóc ci? Leci ci krew?
— Nic mu nie będzie, nie rób z niego baby, Satsu.
— Dai-chan, hido! A właśnie, czemu spałeś tutaj? Nie ładnie tak...
— Nie chciało mi się wracać wczoraj. No nic, zbierajmy się. — Wskazał dziewczynie drzwi, przepuścił ją przez nie i odwrócił. — Do zobaczenia, Ryota.
Wyszczerzył zęby, widząc zakłopotanie i jeszcze większy rumieniec blondyna.
Ten, jak tylko został sam, opadł na poduszki. Nadal czuł na sobie usta Daikiego. Minęło sporo czasu, zanim się uspokoił.
— Dzisiaj gramy w karty! Nie będę z tym zwlekał. Powiem im, co ma się na rzeczy.
Z tym mocnym postanowieniem pobiegł na śniadanie.
***
Aomine
Ech... Nie miałem okazji w ogóle z nim porozmawiać. Rano się nie liczy. Ta Satsu! Zawsze w najmniej odpowiednim momencie... Poszedłem do jego pokoju, z nadzieją, że tam go znajdę. Usłyszałem głos Kise, już miałem zamiar wejść, ale postanowiłem przysłuchać się rozmowie. Blondyn płakał i rozpaczliwie krzyczał na szatyna. Uchyliłem lekko drzwi, żeby lepiej słyszeć.
— Senpai, proszę nie mów Aominecchiemu. Nikomu! Proszę, zapomnijmy o tym, dobrze?
— Kise, jasna cholera! Przestań się z nim bawić, tylko pogorszysz sprawę. Musisz Daikiemu powiedzieć, co tu zaszło.
— Powiem. Ja... powiem, ale wieczorem. Senpai ja... Przepraszam. -Rozpłakał się, a kapitan Kaijo przytulił modela.
— Kise... Jestem z tobą, ale lepiej powiedz Daikiemu o...
— Już nie trzeba, wiem o wszystkim!
Nie wytrzymałem i wparowałem im do pokoju. Ryota zbladł i spytał:
—Jak to? Aominecchi... O wszystkim?
— Tak, wielkie dzięki, że chciałeś mi chociaż powiedzieć. Już nie ma takiej potrzeby.
— Aominecchi... Teraz jak już wiesz, zostawisz mnie, prawda?
— Jeszcze się, kurwa, pytasz!
Wybiegłem z pokoju, miałem ochotę rozkwasić im obu mordy, ale w końcu zrezygnowałem. „Kocham cię, Daiki.” Pierdolenie! Taki jesteś? Z jednej strony mnie, z drugiej zaraz jego? Nienawidzę cię.

______________________________
Arigatou,
Juri-chan

Parę słów na początek...

Ohayo!
 Witam was na moim blogu, jak się pewnie domyślacie, o tematyce yaoi. Z reguły stronię od seksów, wolę fluffy i angsty, więc gomen, jeśli już na starcie was zawodzę.

Mój paring nad paringami to AoKise -no shit Scherlock!; ale lubię też MidoTakełki. A tak poza tymi dwoma... zadowolę się wszystkim, gdzie będzie moje seme Kisia. KiKuro, AkaKi, KiAka, MidoKi, łorewa! *w*

 Tak. Pod tym względem jestem spaczona XD

Ale kocham też gore sooooł... tu też nie jestem normalna.


 Na koniec pragnę dodać, że moja interpunkcja prosi o pomstę, ale postaram się wykorzystać moją betę i poproszę ją o poprawianie tego wszystkiego (gomen kochanie, kc XD <3).

Dziękuję.
~Juri-chan