Rozdział V



Blondyn przyglądał się poczynaniom bruneta. Od dobrych dwóch godzin wydawał z siebie dziwne dźwięki, cmokał i ‘cykał’ językiem na okrągło. Tak jak na początku go to intrygowało, tak teraz mocno denerwowało.

-Mogę wiedzieć, co robisz? –spytał zirytowany. Czarnowłosy nie odpowiedział, nawet na niego nie spoglądając. Zupełnie go zignorował, zaczynając hałasować głośniej.

-Robisz to celowo, prawda? –westchnął Kise. Takao uciszył go klasycznym „ciii”. Ryota podążył wzrokiem za miejscem, na które patrzył mężczyzna. Piasek. „Jak długo można się gapić na piasek?” Pomyślał ze złością. Rozpatrzył opcję, że jego współlokator mógł nie być do końca normalny. Nagle powierzchnia zaczęła się wybrzuszać, a drobinki ustępować. Ich oczom ukazał się niewielki gryzoń. Czarny szczur zmierzył Kazunariego małymi, hebanowymi perełkami, po czym podszedł do niego i wszedł mu na rękę. Mężczyzna wyciągnął w stronę zwierzaka drugą dłoń, w której trzymał małą karteczkę. Stworzonko delikatnie wzięło ją do pyszczka, po czym ponownie przekopało się przez ziarenka, znikając. Przez moment Takao tęskno patrzył na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą znajdowało się żyjątko, po czym odezwał się ostro.

-Jeśli komuś o tym powiesz. Zabiję cię, Kiyoshi. –jasnowłosy przemilczał tą groźbę, skinął jedynie głową, jakby do siebie.


***

    Zachodnie, złote pola krainy Khad, kąpały się w blasku wschodzącego słońca, które swą pobudką wzywało ludzi do pracy. Kupcy rozkładali zróżnicowane towary na lady. Szewcy i krawcy, jak codzień , przeglądali materiały i układali swoją odzież. Kowal rozpalał ogień w palenisku. Zielarka szła do ogródka, nazrywać potrzebnych jej roślin. Rybacy wyposażeni w wędki, ruszali na połów. Myśliwi skórowali zdobycze, a rolnicy wychodzili z bydłem na pole.

  Z małej, ceglanej chatki wyłonił się najbardziej szanowany człowiek w wiosce. Hyuuga *Teppei. Oprócz dużych, półokrągłych okularów na nosie, mężczyzna nosił prostą, lnianą koszulę oraz luźne rybaczki, zrobione z tego samego materiału. Na siwych, niegdyś czarnych, włosach założony miał słomiany kapelusz. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, usiadł pod rodzinnym dębem. Dotknął wyskrobanych na nim liter ze zbolałą miną. Inicjały „A.R” i „H.T” znajdowały się w środku koła, przypominającego słońce. Symbolu tak dobrze znanego dolinie Khad. Westchnął przypominając sobie woń orzechowych włosów, ich długość i miękkość w dotyku. Wśród szumu wiatru, niemalże słyszał słodki, wysoki i wiecznie przepełniony irytacją, kobiecy szept, który momentalnie przemienił swą barwę na głęboki, ostry głos mężczyzny. Jego syna.

-Tutaj jesteś… koń zaprzężony, słońce w pełni. Idealna pora, aby zacząć orać.

  Uśmiechnął się do rosłego, pełnego wigoru młodziana. Miał na sobie jego szmaty, niepasujące do prawie dwumetrowego wzrostu. Obcisłą białą koszulę dało się jeszcze przeboleć, jednak za małe spodnie z pewnością uwierały go w pewnych miejscach. Z czerwonej chusty na głowie, wystawały czarne, niesforne kosmyki.

-Na pewno nie będziesz w tym pracował. –Podwójne brwi zmarszczyły się w geście protestu.

-Przecież…

-Nie jesteśmy aż tak biedni, Kagami. –przerwał mu ojciec. –Leć do krawcowej, niech ci uszyje coś za te cztery **Daki, które dostaliśmy wczoraj.

-Ale…

-Bez dyskusji. Jak coś ci zostanie, kup farbę u państwa Mitobe. Znowu masz odrosty. –widząc skwaszoną minę jedynaka dodał: -No idź już. -Młodszy z mężczyzn zawiesił głowę i odszedł, burcząc coś do siebie.


  Wyszedł na ulicę. Kierował się w stronę miasta, mijając po drodze mnóstwo domów z sąsiedztwa. Skręcił w stronę strumyka, każdej wiosny wylewającego na żwirową ścieżkę. Szedł wzdłuż niego, cicho pogwizdując. Po pewnym czasie doszedł do jego rozwidlenia, obok którego postawiony był niewielki mostek. Przeszedł przez drewnianą konstrukcję i udał się do celu. Drzwi krawcowej, jak zawsze, otwarte były na oścież, toteż wszedł bez zbędnego pukania. Rozejrzał się po dobrze znanej mu posiadłości, przypominającej małą klitkę. Uśmiechnął się pod nosem, widząc blond czuprynę właścicielki, która zawzięcie szukała czegoś na podłodze.

-W końcu do ciebie dotarło, że straciłaś rozum, i teraz go szukasz? –spytał zadziornie. Kobieta podniosła na niego wzrok i prychnęła pod nosem, udając obrażoną.

-To znowu ty, gówniarzu?

-Dzień dobry, Alex. –wyszczerzył się Kagami.

-Nie podlizuj się, tylko lepiej pomóż mi szukać… - odparła rozbawiona.

-Gdybym wiedział czego, to może rozważyłbym tę opcję. –powiedział dumnie w żartach.

-Gówniarz. –burknęła, ale nie była zła. –Centymetra szukaj, jak nie chcesz dalej chodzić w tych spodniach, które wbijają ci się w…

-Nie kończ. Już pomagam. –fuknął chłopak. Jasnowłosa zaśmiała się triumfalnie, a po chwili zawtórował jej gość. Krawcowa spojrzała na niego z sentymentem, wspominając czasy gdy był jeszcze dzieckiem, którym się opiekowała. Napływające do jej głowy wspomnienia małego, uroczego urwisa, rozczuliły ją niezwykle mocno. Pod wpływem nostalgii odezwała się cicho:

-Kopę lat, gówniarzu. Chociaż zdaje mi się, że jeszcze wczoraj się widzieliśmy. –młodzian wyczuł nastrój i pokręcił pobłażliwie głową.

-Bo tak było! Nie żyj wiecznie przeszłością. –cmoknął dawną opiekunkę w czoło i krzyknął podekscytowany, podnosząc długi, wąski pasek: -Mam! Teraz ty pomóż mi.

Kobieta wywróciła oczami i zabrała się do pracy, wytykając mu, podczas mierzenia:

-Spasłeś się.

-To same mięśnie! –oburzył się, co wywołało u niej szczery śmiech.


***
 
    Momoi setny już raz zmieniała okład swemu druhowi, uśmiechając się przy tym smutno. Odwróciła się w stronę drugiego chorego, który mimo strupów, blizn i bandaży, prezentował się zdrowiej niż Kuroko. Furihata siedział właśnie w misie z letnią wodą, zmywając nieporadnie zaschniętą krew z orzechowych kosmyków. Chłopak syczał cichutko za każdym razem, gdy ciecz stykała się z poranioną skórą. Uświadamiając sobie, że jest obserwowany, spojrzał na nią z bólem, lecz po chwili jego twarz wykrzywił uśmiech radości. Fałszywy. Satsuki dobrze o tym wiedziała, a Kouki, choć był pewien, że mu się nie uda, i tak próbował ją oszukać. Nie chciał, aby się martwiła. Nie ona. Nie Kuroko. Nie Riko. Nie tak dobrzy ludzie. Widząc żal w oczach kobiety szepnął cicho, spuszczając głowę.

-To nic.

  Różowowłosa uwolniła ze swoich oczu łzy. Pierwsze popłynęły powoli, następne spływały ciągiem, podążając za ścieżkami wytoczonymi przez ich poprzedniczki. Mężczyznę ścisnęło w sercu, widząc przyjaciółkę w takim stanie. Stanie, do którego to on doprowadził.

-To nic, naprawdę. Mogło być gorzej. –dziewczyna uniosła głowę z szeroko otwartą buzią.

-Mogło być gorzej? Furihata, mogłeś zginąć!- krzyknęła wściekła.

- Tak, mogłem. Ale żyję. Nie ma nic gorszego. -zacisnął drżące dłonie w pięści.

-Przestań! Nie mów ta… -przerwał jej donośny dźwięk walenia pięścią w drzwi. Oboje utkwili na nich przerażone spojrzenia.

-Momoi Satsuki! Król czeka w audytorium! –odparł strażnik, znajdujący się po drugiej stronie wrót. Wezwana wstała z klęczek, strzepnęła nerwowo wyimaginowany kurz z prostej sukni i zerkając ostatni raz na nieprzytomnego Kuroko i wystraszonego Koukiego, któremu pomachała nerwowo dłonią i ruszyła do wyjścia. Za progiem spotkała mężczyznę, który po nią przyszedł. Był masywny i wysoki, a surowa twarz wywoływała niemiłe wrażenie. Wzrok, jakim piorunował, wcale nie dodawał otuchy. Pilnując jej ruszył do wspomnianej hali, wskazując drogę. Gdy doszli na miejsce, ukłonił się, a odprawiony gestem ręki odszedł, zostawiając kobietę z mocno bijącym sercem. W dużej, dobrze oświetlonej sali, nie przebywała sama. Przed jej obliczem siedział, siejący grozę, król Orłów, głaszczący swoją ulubioną zabawkę. Dwumetrowy kolos o fioletowych, sięgających ramion, włosach, dosłownie jadł władcy z ręki. Cyklamenowe tęczówki zwęziły się gwałtownie, kiedy ich właścicielka dostrzegła, czym monarcha karmi swoje ‘zwierzątko’. Pomieszczenie wypełniło ciche stęknięcie, na które Akashi zmarszczył brwi.. Czerwonowłosy cmoknął niezadowolony i rozkazał swej marionetce:

-Dosyć Atsushi. Przestań. –olbrzym natychmiast spełnił życzenie pana, prostując się koło niego.

-Satsuki. Dlaczego Tetsuya nie stawił się wczoraj na kolacji? –poddana wzdrygnęła się na dźwięk swojego imienia i odpowiedziała drżącym głosem.

-Panie. Rany Furihaty były zbyt rozległe i próbując je zaleczyć, uzdrowiciel ciężko zachorował. –panujący pokiwał powoli głową.

-Rozumiem. Czy Kouki jest już w stanie stać? –spytał spokojnie, a spojrzenie dwukolorowych oczu wwiercało się w jej duszę. Satsuki wzięła głęboki oddech.

-Jeszcze nie, panie. –wyszeptała przerażona.

-Przyślij go do mnie, albo wyślę po niego straż. Była u mnie jego matka. Ta żałosna kobieta znowu błagała mnie o uwolnienie syna. Szczerze mówiąc, zdążyłem się już nim znudzić. Przekaż mu, że jestem łaskaw go uwolnić. – mężczyzna uśmiechał się przebiegle, a widząc szok na jej twarzy dodał ostro: -Nie kłam więcej, chyba że nie cenisz swojego życia. –Momoi skłoniła się szybko, zaciskając silnie powieki.

-Najmocniej przepraszam, panie!



-Na co jeszcze czekasz? Czyż nie wydałem ci rozkazu? –syknął przeciągle Seijuro. Różowowłosa ponownie się ukłoniła i opuściła pośpiesznie salę.

_____________________________________

*( ͡° ͜ʖ ͡°)
** waluta w Khad
_____________________________________

Arigatou! :3
 Mam nadzieję, że się spodoba ^ ^
GOME ZA EW. BŁĘDY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz