niedziela, 1 maja 2016

To tylko żart! CZ.I

Konbanwa,
przedstawiam wam two-shocik AoKise, który nie miałby prawa ujrzeć światła dziennego, bez pomocy mojej bety (<3). Praca pisana była dwa lata temu, kiedy dopiero zaczynałam pisać na poważnie, więc miała na prawdę dużo pracy (moja beta-<3 XD).
Ze względu na datę powstania proszę o wyrozumiałość *3*
Zwłaszcza, że Wakamatsu nie jest sobą XD

Zapraszam do czytania ^^
________________________________________

Część I

Wakacje. Pokolenie razem ze swymi drużynami odpoczywali (jednak mieli treningi) na plaży w pensjonatach. Pech chciał, że były podwójne i wszystkie położone blisko siebie. Shutoku z Yosen, Rakuzan z Seirin, a Kaijo z Tuou.
Był spokojny sobotni poranek, niczym niezmącony. No! Prawie niczym...
— Daiki, śmierdzisz! Cuchniesz strachem! Tchórz! — krzyknął Wakamatsu, na co odbiorcy wyszła żyłka na czole. Złapał jego głowę, jakby była piłką, i ścisnął kurczowo.
— Że niby kto jest tchórzem, hę?
Jasnowłosy bluzgał, próbując się wyswobodzić. Kiedy w końcu mu się udało, dodał:
— Ahomine! Ty, bo o głupi żart boisz się założyć!
— No właśnie, głupi! Nie zamierzam się w coś takiego bawić. W porównaniu do ciebie nie jestem pedałem! — warknął, rzucając w tymczasowego współlokatora jakimś butem.
— Nie umiesz się bawić! A już byłem gotów zapłacić ci 1000 jenów...
— Phi, nie jestem przekupny.
— A za te 1000 jenów można by kupić 3 egzemplarze Horikity Mai...
Niebieskooki spojrzał na drugiego z mordem w oczach, jęknął cierpiętniczo i zapytał
— To co miałem zrobić?
***
Tego dnia śniadanie było o 9:00, dwie godziny później niż w inne dni, jednak Kise, Yukio i Sakurai siedzieli już przy stole w stołówce i rozmawiali wesoło. Sakurai na początku obozu poprosił blondyna o pomoc w angielskim, perfect copy bardzo przydaje się w językach, a jego senpai chętnie dołączył. Promienny i roześmiany Ryouta mimo wszystko potrafił być czasem poważny i skupiony. Dobrze uczył, a jego lekcje były łatwe do przyswojenia i przyjemne, ponieważ prowadząc często zabawiał i umiał zaciekawić. Blondyn siedział tyłem do drzwi na stołówkę, a chłopcy naprzeciwko niego. Widzieli więc zbliżającego się Daikiego. Śniady rzucił się w kierunku Kise i... Przytulił z całej siły, krzycząc:
— Cześć Ryo-san Co taka laska jak ty robi w miejscu pełnym facetów lubiących kosza? Ryo-san daisuki! — Zakpił z mało męskiej urody modela. Yukio już chciał krzyknąć wzburzony, ale Ryouta pokręcił przecząco głową. Nie patrząc na swojego „rzepa”, odezwał się chłodno, przybierając twarz bez wyrazu.
— Ile?
Całe towarzystwo spojrzało na niego zaskoczone, a Sakurai zaczął przepraszać za skojarzenia. Blondyn oparł ręce o stół i odsunął gwałtownie krzesło, uderzając oparciem brzuch Aomine, westchnął i spytał:
— Ile ci zapłacili, żebyś to powiedział? — Daiki warknął zły, trzymając się za bolące miejsce, a Kise kontynuował: — Kto?
Wyższy wskazał palcem uchylone drzwi i nie zdążył nic dodać, bo model szedł już w tamtą stronę. Otworzył je gwałtownie i do pomieszczenia wpadł (w sumie to upadł) Wakamatsu. Kise wyciągnął dłoń w jego kierunku pokazując gest pieniędzy, ocierając kciukiem dwa palce.
— Ile miałeś mu zapłacić?
— T-Tysiąc...
Złotowłosy wyszedł z pomieszczenia. Wszyscy patrzyli jak wmurowani na miejsce, w którym jeszcze niedawno stał. Nigdy nie widzieli go tak wzburzonego. Nagle model wrócił i rzucił na stół dwa razy większą kwotę.
— Masz, to za fatygę.
Odwrócił wzrok na senpaia i Sakuraia.
— Gomene, chłopaki. Dokończymy to potem, dobrze?
— Kise, oi! Sory…-Zawołał Aomine.
— Leave me alone, dumbass.
Machnął lekceważąco ręką i poszedł się przejść.
***
Biegł wzdłuż plaży, nadal mocno wkurzony. Rozumiał, żarty żartami, ale w głowie irracjonalnie rozbrzmiewały mu słowa: „Ryouta, musisz się cenić wysoko. Być pewny siebie, ale nie arogancki. Pracować ciężko, ale się nie hartować. Pomagać innym, ale nie dawać się wykorzystywać. Być skromnym, ale znać swoją wartość.” Zostały wszczepione w niego tak głęboko, że stały się jego mottem i kierował się nimi w życiu.
Był zły. „Naprawdę? Aominecchi sprzedał mnie za tysiąc jenów? Tyle dla niego znaczę?” Gdyby zrobił to, bo chciał, Kise pewnie zwijałby się ze śmiechu. Ale fakt, że zmuszał się do jakiegokolwiek kontaktu z blondynem za tysiaka bolał. Kiedyś nie byli od siebie tak oddaleni. Między nimi nie było żadnej bariery. Miał w nim wsparcie i przyjaciela. A potem Daikiemu odwaliło. Dosłownie. Zaczął odpychać od siebie wszystkich, twierdząc „Nikogo nie potrzebuje, zostawcie mnie samego”. Kiedy oprzytomniał po przegranej z Kuroko, z trudem przeprosił go i resztę. Ze wszystkimi jednak utrzymywał jako taki kontakt, ale z blondynem nie zamieniał słowa, jeżeli wymagała tego sytuacja, powstrzymywał się jedynie do lakonicznych słów. Nie rozmawiał z Kise, nie grał z nim, nie spotykał się, a teraz jeszcze sobie z niego drwił!
Usiadł zmęczony na jakimś pomoście i wytarł mokrą twarz ręką. Odwrócił się, słysząc za sobą dudnienie na ziemi. Zaraz tego pożałował. W jego stronę biegł Aomine.
— Oi... Kise... O ci posz...
— Odejdź Aominecchi. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Zresztą, ty chyba masz jej jeszcze mniej ode mnie. — Widząc zaskoczony wzrok mulata dodał: — Ech... Nieważne.
Podniósł się i wyminął Daikiego. Po chwili zatrzymał się mimowolnie. Zerknął na swój nadgarstek, kurczowo trzymany przez niebieskookiego.
— Aomi....
— Ważne.
— E...? — Ryouta był wyraźnie zmieszany zachowaniem drugiego.
— Dlaczego sugerujesz, że nie mam ochoty z tobą rozmawiać, skoro sam do ciebie przyszedłem?
— Nie udawaj Aominecchi, przecież wiem, że to tylko tak dla zasady...
— Chęć odbudowania naszej znajomości też się wzięła „dla zasady”? — warknął Daiki i puścił rękę blondyna.
— C-co? Aominecchi ty tak na serio? Czy to znowu jakiś głupi żart? — Wyższy na słowo żart pokręcił przecząco głową, popukał Kise palcem w czoło i uśmiechnął się szczerze. „A wystarczyło 2 tysiące jenów...” – zaśmiał się w duszy Ryouta.
***
Weszli na boisko, z chęcią zagrania jeden na jednego, jednak sala była zapełniona.
— Rany, co za tłumy.
— Um... Seirin i Rakuzan pojechali do gorących źródeł, więc boisko w ich pensjonacie powinno być wolne.
Aomine spojrzał na Kise zadowolony i włożył ręce do kieszeni rybaczek.
— No to na co jeszcze czekamy? — I ruszyli w tamtą stronę.
Kiedy dotarli na miejsce, były as kiseki od razu zaczął pojedynek efektownym wsadem. Grali dość długo, żaden z nich nie odpuszczał, ale po pewnym czasie skuteczność Ryouty zmalała i wynik zaczął być przychylny Daikiemu. Blondyn był wyczerpany. Miał za sobą 3 godzinny bieg po plaży w gorący dzień, przy którym zapomniał czapki i godzinną, cieszącą go, aczkolwiek męczącą grę z mulatem. „I jeszcze TO...” — westchnął smutno. Nie chciał przerywać tej chwili. Świetnie się bawił, czuł, że ich przyjaźń może się odrodzić. Stanął z piłką w ręku i popatrzył na zaskoczonego Daikiego.
— Gome, Aominecchi. Jestem już zmęczony...
— Luz. Oi Kise...? Wszystko wporząd... Oi! — Złapał lecącego na plecy blondyna, niestety za późno, aby utrzymać ich obu w pionie. Runął razem z nim, amortyzując nieco jego upadek. Kise był cały rozpalony, gorąc jaki bił od niego, był niepokojący.
— Kise... Masz gorączkę.
Ryouta spojrzał na niego zamglonymi oczami. Byli bardzo blisko siebie. Aomine napierał na jego tors swoją klatką piersiową, nadal trzymał modela za koszulę. Kise oddychał ciężko, nie tylko z powodu temperatury. Widok pożądających go, miedzianych oczu sprawił, że wyższy stracił nad sobą kontrolę. Patrząc na niego zbliżył swoją twarz do jego i pocałował. Nie odrywając od siebie wzroku trwali tak chwilę, a blondyn niepewnie odwzajemnił pieszczotę. Pocałunek Ryouty był pełen czułości i namiętności. Zamknął oczy i odsunął lekko swoje usta od Daikiego.
— Aominecchi. Ja... Przepraszam, ale nie mogę.
Daiki popatrzył na niego tępo.
— Jak to, nie możesz? Przed chwilą czułem, że tego chcesz.
Model oparł ręce na klacie mulata i przycisnął je, delikatnie próbując go odepchnąć.
— Chciałem. Chcę, ale nie mogę. Wybacz. Aominecchi nie powinienem. Jestem chory.
— Oi, przecież wiem, zaraz zbijemy ci tą gorączkę. Ale najpierw trochę się zabawimy.
Przygryzł ucho jasnowłosego. Wyglądał uroczo z tym rumieńcem i zakłopotaniem na twarzy.
— Nie... Nie rozumiesz Aomne...cchi...
— Spokojnie, nie zarazisz mnie.
Daiki wepchnął mu siłą język do buzi, niższy jęknął, dając mu nieświadomie dostęp do jego języka. Aomine penetrował nim wnętrze Ryouty, a ten z coraz większym trudem łapał oddech. Nagle obejmujące szyję niebieskowłosego ręce opadły ciężko na parkiet. Kise zemdlał. Temperatura szybko przypomniała o sobie. Aomine westchnął, pogłaskał go po policzku i wziął na plecy. Zaniósł go do ich pensjonatu, do gabinetu pielęgniarki.
— Ech... Ryouta. Potrafisz sobie zawinąć ludzi wokół palca. Ale jak wyzdrowiejesz, nie dam ci spokoju. Nekrofilem nie jestem, więc przez ciebie będę cały dzień napalony. Chociaż jak tak leżysz teraz w bezruchu... — Pocałował nieprzytomnego Kise, który zaprotestował przez sen.
— Da…iki... Nie...
— Hmm słodki. Aż żałuję, że nie lubię kochać się ze zwłokami.
Oblizał usta i wyszedł z gabinetu.
***
Obudził się i usiadł gwałtownie na łóżku. Szybko tego pożałował, złapał za pulsującą głowę i syknął głośno. Jęknął przeciągle na wspomnienie tego, co robili razem na boisku (NA BOISKU!) i dotknął swoich ust. Przejechał palcem po dolnej wardze myśląc o Daikim. Mimo iż był sam w pomieszczeniu, spalił buraka. „Co robić? Co robić?! Tak nie może być! Nie chcę go krzywdzić. Lepiej zranić go teraz, niż potem, zanim zakorzenią się w nim silniejsze uczucia.” Posmutniał, wstał ostrożnie i poszedł do swojego pokoju, podpierając się ściany.
Stanął przed wejściem do trzyosobówki, uśmiechnął się na siłę i wszedł do pokoju. Zamurowało go. W pokoju byli Kasamatsu i Sakurai, okej to jeszcze normalne, bo są jego współlokatorami, ale co do cholery robili tu Aomine, Wakamatsu i reszta Kiseki?! No to sobie odpoczął...
Wszyscy zwrócili uwagę na Kise.
— Minna! Co wy tu robicie? –Spytał.
— Usłyszeliśmy z Akashim-kunem, że jesteś chory, więc zaproponowałem odwiedziny.-Odparł Kuroko.
— Kurokocchi! — Chłopak chciał się do niego przytulić, ale poślizgnął się o pustą paczkę chipsów. Rzucił smutne spojrzenie Murasakibarze.
— Gomeeee Kise-chin. Masz cukierka. — Wpychając mu go do ust (cukierka zboku :D), dodał: — Miodowy, dobry na przeziębienie.
— Nie sądzę, aby Ryota był przeziębiony, Atsushi.
— Przegrzał się na słońcu, nanodayo.
— Kise, masz szczęście, że Aomine był z tobą, bo nikt nawet nie zauważył twojego zniknięcia...
— Hido! Senpai! – Kise otarł twarz dłonią, symulując płacz.
— Kise Ryouta, gomenasai. Mój żart był głupi. Wybacz, nie chciałem cię urazić! — Jasnowłosy ukłonił się nisko, a model podniósł uspokajająco ręce.
— Niepotrzebnie! Wakamatsu-san, myślę, że zirytował mnie przez to, że źle się czułem. Normalnie też bym się z tego śmiał.
— Niewiarygodne Kise-kun. Kogoś tak irytującego jak ty, coś irytuje...
— Kurokocchi!!!
— Ale jeśli myślisz, że ci oddam te dwa patole, to się mylisz. Wiesz ile za to kupię Horkity Mai?
— Aominecchi!
— Zbol! — Wakamatsu po tych słowach dostał w szczękę i wywołała się między nimi bójka. Nikt jakoś specjalnie się tym nie przejął. Wszyscy spędzali miło czas, a Kise nie chcąc ich wyganiać, usiadł przy stole, obok okna, wyglądając przez nie. Przymknął oczy. Było głośno, ale jego taka właśnie atmosfera uspokajała. Popatrzył smutno na wszystkich. Murasakibara grzebał w jego torbie, szukając słodyczy. Akashi właśnie go za to zrugał, Kuroko skomentował kąśliwie cios Aomine i uchylił się przed wymierzonym w niego. Kasamatsu rozdzielający pięściarzy, Sakurai wybiegający z pokoju, non stop przepraszając, i Midorima, pozornie niezainteresowany sytuacją, czytający książkę do góry nogami.
Uśmiechnął się na ten pełen życia obraz i raz jeszcze wyjrzał za okno. Patrzył tak dość długo, przysypiając lekko, nieświadomy tego, że jest bacznie obserwowany.
— Myślę, że czas się zbierać. Kise-kun zasypia na stole.-Zauważył błękitnooki.
— Y?! Co? Ja nie...
— To normalne, że jesteś zmęczony, Ryota. Musisz odpocząć.-Dwukolorowe tęczówki zabłysnęły władczo.
— Nie powinniśmy przychodzić, kiedy jesteś w takim stanie, tylko przeszkadzaliśmy.
— Nie, to nie prawda Kurokocchi, minna. Bardzo się cieszę, że przyszliście i przepraszam, że tak wyszło.
— Murasakibara! Zostaw mój szczęśliwy przedmiot!
— Kiedy to jest czekolada, Mido-chin! A tutaj już nie ma nic do jedzenia!
— Idę stąd, nanodayo! Kise, dobrze by było cię jutro widzieć na nogach.
— Midorimacchi się o mnie martwi? — Uśmiechnął się blondyn.
— Nonsens. Gramy jutro mecz sparingowy i chcę z tobą wygrać!
— Martwi się, Kise-kun.
— Kuroko! Wychodzę, nanodayo.
— Mido-chin czekaj! Oddaj moją czekoladkę!
— Nie jest twoja!
— Też będę się zbierał Ryota. Idziesz Tetsuya?
— Hai. Oyasumi Kise-kun.
— Jeszcze raz przepraszam za żart. Narka Kise. —odparł Wakamatsu, pomachał i wyszedł.
Blondyn zwrócił się do wychodzących przyjaciół:
— Um, a może przyjdziecie jutro? Jak już poczuję się lepiej. Pogramy w karty, jak kiedyś.
— Będzie jedzenie?
— Ta twoja bezinteresowność Atsushi. Jutro nie mam nic w grafiku. Mogę przyjść Ryota.
— Ja też będę Kise-kun.
— Bezsens, po co miałbym tu przychodzić?- Chłopak poprawił okulary na nosie.
— Midorimacchi proszę!
— I tak przyjdziesz Mido-chin.
— Tsk!
— Będę, bo mi się nawet ruszyć stąd nie chce. Kise, śpię tutaj.
— Aominecchi?! Uso!
— Jak będą słodycze, to przyjdę. Do jutra Kise-chin.
— Sayonara, minna! — Patrzył chwilę na zamknięte drzwi, po czym spojrzał na Aomine.
—Aomiencchi, wypad!
— Jakby mi się chciało…
— Nie możesz tak zostawać komuś w pokoju bez zapowiedzi! Może senpai cię tu nie chce? Przeszkadzasz? Pomyślałeś o tym? Są tylko dwa miejsca. Słuchasz mnie w ogóle? Ahominecchi!
— Zamknij się Kise! Głośny jesteś!
— Dobra Kise, pójdę do chłopaków, mają jedno wolne miejsce.
Uśmiechnął się i wyszedł. „Błagam nie zostawiaj mnie tu z nim!”-Pomyślał Kise
— Senpai!
Kiedy tylko drzwi zamknęły się za Yukio, Daiki złapał Kise w objęcia i zaczął całować jego szyje.
— Nie, Aominecchi. Przestań.
Mulat nic sobie z tego nie robił i zaczął ssać ucho blondyna, na co on jęknął i zakrył zażenowany twarz dłonią.
— Kise... Kocham cię. - Model skamieniał. To samo zrobił wyższy, bojąc się odpowiedzi. Ryota drżał, a zaniepokojony Daiki spojrzał na niego. Chłopak płakał. Zaciskał z całej siły powieki, przygryzał usta i łkał cicho.
— Ki…
— Ja… J-ja nie mogę... Aomine...cchi.
— Dlaczego? Nie kochasz mnie? Tylko mi się zdawało? Wybacz...
Miał już wstać, ale Kise złapał go za koszulę.
— N-nie, to nie to. J-ja kocham Aominecchiego, dlatego nie mogę z nim być.
— Baka, niby czemu?
Przytulił go mocno u czule.
— Bo sprawię, że będziesz cierpiał...
— O czym ty mówisz? — Chłopak zaczął się już denerwować. Czy ten Kise nie umie jaśniej?! Warknął i wbił swoje usta w jego. Ryota wydyszał mu w nie:— Nie... Aominecchi, nie!
— Przecież widzę, że chcesz! Co ci się nie podoba? Wiem, że byłem dupkiem, ale przecież, kurwa, przeprosiłem! Czego ty jeszcze chcesz? — Widząc jak Kise zatkało, kontynuował już nieco spokojniej: — Kise, ja jestem poważny.
Blondyn przełknął głośno ślinę i powiedział sucho:
— Właśnie dlatego nie mogę być z tobą.
— Nie wmówisz mi, że szukasz partnera dla zabawy, na jedną noc! Kise, ja cię nie skrzywdzę. Obiecuję.
Model ukrył twarz w dłoniach, ponownie wybuchł płaczem i szepnął:
— Ale ja ciebie tak, Aominecchi. -Daikiego to nie obchodziło. Kochał blondyna i miał głęboko w poważaniu, że może przez niego cierpieć. Dopóki będzie obok, nie ma mowy, żeby cierpiał bardziej niż bez jego osoby. Pocałował go czule, chcąc pokazać mu przez to wszystkie uczucia, zlizał z jego białych policzków łzy i odparł:
— Dobrze, jeżeli to ty, to zgodzę się na to.
Ryouta na te słowa nie wytrzymał i przyciągnął go bardziej do siebie. Zakrył jego usta swoimi, przekazując mu swoje odczucia. Pocałunek był pełen strachu, bólu i smutku, na przemian z pożądaniem i radością. Wyższy odczuł ilość skulminowanych w nim uczuć i postanowił ograniczyć się tylko do pocałunków. Przynajmniej na razie.
Kiedy jego ukochany zasnął w jego ramionach, spytał szeptem, zmartwiony:
— Ryouta. Co tak desperacko przede mną ukrywasz?
***
— Kise?
Spojrzał na blondyna. Leżał na torsie Daikiego i wpatrywał się w niego smutno. Oczy miał podkrążone, a ręce chłodne. Kiedy zauważył, że as Kiseki nie śpi, uśmiechnął się rozczulająco.
— Aomiencchi, kocham cię — szepnął, wtulając się w klatkę piersiową mulata. Przytulił go i dopiero wtedy się rozluźnił. Ziewnął cicho i przymknął oczy.
— Spałeś dobrze?
— Jak jeszcze nigdy. Od dawna nie miałem tak dobrego, mocnego snu.
— Dlaczego? I wiem, że kłamiesz. Masz ogromne wory pod oczami.
— Naprawdę! To przez wczorajszą chorobę, zawsze tak mam. Dlaczego? Sam bym chciał wiedzieć. Dręczą mnie w nocy koszmary.
Niebieskowłosy podniósł głowę, aby lepiej mu się przyjrzeć.
— Czego dotyczą?
Nastąpiła długa cisza, którą przerwał blondyn, uśmiechając się obojętnie.
— Nie wiem. Nie pamiętam ich jak się budzę... — Widząc, jak drugi mruży oczy dodał: — Nie kłamię! Ale teraz ich nie miałem. Dobrze mi się spało przy tobie, Aominecchi. Chciałbym tak móc zawsze. — Speszył się i zarumienił.
— Czemu nie? — Uśmiechnął się wyzywająco i odgarnął kosmyk z czoła modela.
— Baka! — zaśmiał się. — Nie możesz trzymać Kasamatsu z dala od jego pokoju.
Śmiali się dłuższą chwilę, a Daiki w końcu się odezwał.
— Kise...
— Hm?
— Wszystko w porządku?
Ryota uśmiechnął się.
— Teraz tak.
Zaczął całować chłopaka po obojczyku, potem szyi, a wreszcie ustach. Aomine wsunął dłonie pod koszulkę niższego i ściągnął ją błyskawicznie. Przewrócił Ryotę na plecy i przyszpilił jego ręce do podłogi. Znowu zabrał się za ucho blondyna, na co ten głośno jęknął. „Mam twoją jedną słabość! To przez kolczyk jesteś tutaj taki wrażliwy?”- Pomyślał Daiki. Ssał płatek, aż nie usłyszeli głośnych kroków. Szybko oderwali się od siebie, Kise założył koszulkę i odwrócił, trzymając za ucho. To był jego czuły punkt, a kiedy ktoś go podrażni, nie potrafi się szybko uspokoić.
— Ohayo! Śpioc... O! Już nie śpicie? Ki-chan, co się stało?
— A, t-to nic Momoicchi… Tylko szarpnąłem się za kolczyk.
— Ki-chan, pomóc ci? Leci ci krew?
— Nic mu nie będzie, nie rób z niego baby, Satsu.
— Dai-chan, hido! A właśnie, czemu spałeś tutaj? Nie ładnie tak...
— Nie chciało mi się wracać wczoraj. No nic, zbierajmy się. — Wskazał dziewczynie drzwi, przepuścił ją przez nie i odwrócił. — Do zobaczenia, Ryota.
Wyszczerzył zęby, widząc zakłopotanie i jeszcze większy rumieniec blondyna.
Ten, jak tylko został sam, opadł na poduszki. Nadal czuł na sobie usta Daikiego. Minęło sporo czasu, zanim się uspokoił.
— Dzisiaj gramy w karty! Nie będę z tym zwlekał. Powiem im, co ma się na rzeczy.
Z tym mocnym postanowieniem pobiegł na śniadanie.
***
Aomine
Ech... Nie miałem okazji w ogóle z nim porozmawiać. Rano się nie liczy. Ta Satsu! Zawsze w najmniej odpowiednim momencie... Poszedłem do jego pokoju, z nadzieją, że tam go znajdę. Usłyszałem głos Kise, już miałem zamiar wejść, ale postanowiłem przysłuchać się rozmowie. Blondyn płakał i rozpaczliwie krzyczał na szatyna. Uchyliłem lekko drzwi, żeby lepiej słyszeć.
— Senpai, proszę nie mów Aominecchiemu. Nikomu! Proszę, zapomnijmy o tym, dobrze?
— Kise, jasna cholera! Przestań się z nim bawić, tylko pogorszysz sprawę. Musisz Daikiemu powiedzieć, co tu zaszło.
— Powiem. Ja... powiem, ale wieczorem. Senpai ja... Przepraszam. -Rozpłakał się, a kapitan Kaijo przytulił modela.
— Kise... Jestem z tobą, ale lepiej powiedz Daikiemu o...
— Już nie trzeba, wiem o wszystkim!
Nie wytrzymałem i wparowałem im do pokoju. Ryota zbladł i spytał:
—Jak to? Aominecchi... O wszystkim?
— Tak, wielkie dzięki, że chciałeś mi chociaż powiedzieć. Już nie ma takiej potrzeby.
— Aominecchi... Teraz jak już wiesz, zostawisz mnie, prawda?
— Jeszcze się, kurwa, pytasz!
Wybiegłem z pokoju, miałem ochotę rozkwasić im obu mordy, ale w końcu zrezygnowałem. „Kocham cię, Daiki.” Pierdolenie! Taki jesteś? Z jednej strony mnie, z drugiej zaraz jego? Nienawidzę cię.

______________________________
Arigatou,
Juri-chan

2 komentarze:

  1. hahahhaha Wakamatsu nie jest sobą XD leże na wstępie :D niech zje snickersa, ponoć to pomaga ^^
    hhahaha Horikity Mai najmocniejszym argumentem, tego nic nie przebije'o'
    Daiki tulący Kise tak sam z siebie... i to z taką radością- wygrałaś internety (/*^*)/
    Dobra wróć, wkurw Ryoty wygrywa wszystko!!!
    Aaaaaaaaaaaaaaa ryczę!!! Aomine no baaaaaaakaaaaa!!! jak ja ci zaraz z patelni pieprznę!Jak to jest, że mam ochote zabić Daikiego? O.o
    Midorma czytajacy ksiażkę do góry nogami >.< skisłam
    okej może jednak zabijanie Aho nie było dobre... Czo ten Kise ukrywa? Omg on im powie!
    i nie powiedział! lece czytać drugą część bo nie wyrobie jak sie nie dowiem >.< (relacja na żywo bya zdawana w trakcie czytania)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *ukłon*
      Bardzo dziękuję! Cieszę się, że się podoba. I z tego szczęścia nie wiem, co mogę dodać ;^;
      Arigato gozaimasu! :3

      Usuń