Wróciłem z pracy, z
westchnieniem zatrzymując się przy drzwiach własnego mieszkania, wyciągając
leniwie klucze z kieszeni ciemnego munduru. Poprawiając oficerkę pod pachą, włożyłem
odpowiedni klucz do zamka przekręcając go i pociągnąłem za klamkę. W końcu w
domu. Wreszcie mogę odpocząć w ramionach swojego chłopaka, puszczając w
niepamięć zmęczenie i stres, związany z
dzisiejszym zamieszaniem w komisariacie.
-Wróciłem! –rzuciłem niepotrzebnie. Jak zawsze zresztą.
Ściągnąłem buty i, wiedziony kuszącym zapachem pieczonego mięsa, ruszyłem w
stronę naszej małej kuchni, królestwa Kise. Przechodząc przez jej próg
zobaczyłem chłopaka, siedzącego tyłem do wejścia, ze spokojem popijającego
kawę. Przeglądał prasę. Wpatrywałem się chwilę w jego szerokie plecy, uśmiechając
pod nosem jak jakiś idiota. Gdy, nieświadomy mojej obecności, odłożył kubek, podszedłem
do niego powoli, tak, żeby się nie wystraszył i objąłem delikatnie, oplatając
go w rękami pasie. Blondyn wzdrygnął się nagle, szybko rozluźniając, gdy
obrócił głowę i sprawdził, kto śmiał zakłócić jego harmonię. Uśmiechnął się
słodko, całując mój policzek i spojrzał na mnie tymi swoimi złotymi,
przepełnionymi miłością, oczami.
„Jak było w pracy?” –spytał z troską malującą się na tej
pięknej twarzy. Zmarkotniałem, siadając
naprzeciwko niego i zmieniłem szybko temat.
-Co tak ładnie pachnie? –rzuciłem szybko, unikając jego
wzroku. Mężczyzna patrzył na mnie pytająco, chwytając moją rękę. Zmusił mnie do
kontaktu, wwiercając we mnie swoje rozbrajające spojrzenie. Jęknąłem
przeciągle, wywracając oczami. Czemu on tak potrafi bez słowa wymusić prawdę?
To powinno być zabronione. –Najpierw obiad. –wyszczerzyłem się w jego stronę.
Ryota fuknął, zakładając ręce na piersi i nadymał policzki. Strasznie mnie
bawiły te dźwięki, za każdym razem, gdy je wydawał, choć on na pewno nie był
świadomy tego, jak zabawnie brzmią. –Jestem strasznie głodny… -burknąłem pod
nosem, przez co chłopak mnie nie zrozumiał.
„Powtórz, proszę” – odparł.
-Ach, wybacz. –powiedziałem, drapiąc się z zakłopotaniem po
karku. Podniosłem głowę, tak, żeby miał dobry widok na moje usta. –Jestem
strasznie głodny. –powtórzyłem powoli. Kise pokiwał w zrozumieniu głową,
kapitulując i uśmiechnął się szeroko, wciągając
co chwila powietrze. Zaśmiał się. Po prawie czterech latach, spędzonych
razem, potrafiłem odczytywać jego najmniejsze gesty czy emocje. Czasem śmiał się zabawnie kwiląc, innym razem, tak, jak w tym przypadku -bezgłośnie. Wstyd przyznać,
w końcu jestem facetem, ale wyglądał wtedy nieziemsko uroczo. Mimowolnie sam
wykrzywiłem kąciki ust ku górze, wyciągając w jego stronę ręce. Blondyn posłusznie
podszedł, tuląc do swojego torsu moją głowę, zaciągnął się zapachem
granatowych kosmyków, w które wplótł paliczki. Ja sam nie pozostałem mu dłużny,
owijając swoje ramiona wokół jego zgrabnej talii. Uwielbiałem tą możliwość wtulenia
się w niego, kiedy tylko miałem na to ochotę, wiedząc, że ta lekko samolubna
chcica, nie napadała wyłącznie mnie. Mężczyzna pocałował moje włosy i oderwał
się, idąc w stronę piekarnika. Wyciągnął z niego pieczeń i nałożył na,
wcześniej przygotowany talerz z parującym ryżem, kawałek mięsa. Polał nasionka
sosem i podał mi danie, dołączając w zestawie pałeczki. Skinąłem głową w geście
podzięki i zabrałem się za jedzenie. Jasnowłosy znów zajął miejsce na wprost
mnie i wpatrywał się jak jem. Oparł jasny policzek o chudą dłoń, o chudych,
długich palcach, którą podparł łokciem o stół i oddychał spokojnie rozczulony.
Zawsze tak robił. Lubił żyć ze świadomością, że może mi codziennie gotować, a
jeszcze bardziej satysfakcjonował go fakt, iż mi smakowało. Kiedyś mi to
powiedział, strasznie się wtedy rumieniąc.
Skończyłem, czując na
sobie wyczekujące spojrzenie. Uśmiechnąłem się kwaśno i złożyłem ręce w
odpowiednie znaki, zmieniając ułożenie palców w miarę tworzenia zdania.
„Jutro jadę na szkolenie. Nie będzie mnie przez tydzień.”
–Kise spuścił smutno głowę, nagle odnajdując biały obrus za bardzo interesujący.
Nienawidził zostawać samemu w pustym domu, na tak długi czas i przyznajmy, sam
nie uwielbiałem faktu, że to ja go w nim zostawiam, tym samym doprowadzając do
ponurego humoru.
„Rozumiem” –odparł, siląc się na uśmiech. Pokręciłem głową i
wstałem z krzesła, podchodząc do niego. Bez pytania, czy zważania na sprzeciwy,
wziąłem go na ręce, zanosząc do salonu na kanapę. Uwaliłem się na nim, na co pisnął
cicho w geście protestu, ale szybko zamilkł widząc, że nie mam ‘niecnych’
zamiarów. Zgarnąłem pilota ze stolika i
podałem go blondynowi.
-Wybieraj. –powiedziałem, szczerząc się przymilająco.
Chciałem go dzisiaj trochę rozpieścić, należało mu się. Kładąc głowę na piersi mojego chłopaka, wsłuchując w równe
bicie jego serca i miarowy oddech, poczułem błogo rozchodzące się po moim
ciele lenistwo. Ryota wybrał jakieś psychologiczne science fiction, ustawiając
dla siebie napisy i objął mnie rękami. Film dupy nie urywał, ale był przyjemny
na takie popołudnie, jak to. Niestety nie dotrwałem nawet do połowy, zamykając
zaspane oczy, ukołysany do snu jednostajnym ruchem klatki piersiowej
jasnowłosego.
Mruknąłem ciężko,
obudzony przyjemnym masażem głowy. Uniosłem ją, wpatrując się w blondyna,
pośpiesznie zabierającego ręce z mojej czupryny. Zatrzymałem wzrok na
zaróżowionych policzkach, szczerząc się jak ostatni debil. Zawsze podobały mi
się te niewinne, niekontrolowane przez niego samego, reakcje. Podciągnąłem się
na łokciach, całując go leniwie. Odurzony przyjemnością, płynącą z
odwzajemnionej pieszczoty, przymknąłem oczy kontynuując. Aż nagle mnie nie
olśniło.
-Kurwa! –oderwałem się od zszokowanego moim zachowaniem,
Ryoty. Spojrzałem na zegarek, wyświetlany na dekoderze i syknąłem zły na
siebie. Zwróciłem swoją twarz z powrotem do Kise, i gestykulując dziko,
zapytałem: -Kise, dlaczego mnie nie obudziłeś?
Mężczyzna wzruszył
ramionami i uśmiechnął się słodko, składając razem dłonie i położył je na swoim
policzku, przekrzywiając głowę na bok, przekazując mi tym gestem przyczynę.
-No właśnie. Zasnąłem. –westchnąłem. –Chciałem spędzić z
Tobą trochę czasu, przed moim wyjazdem… -dodałem, przeklinając się za tą
drzemkę. Niższy pogładził mnie po śniadym policzku, wlepiając we mnie ten swój,
wszystko rozumiejący i przebaczający, wzrok Matki Teresy.
-Chodź tu,
pierdoło. –powiedziałem, mięknąc przez ten widok. Złapałem go w żelaznym
uścisku, sunąc nosem jego uchu i drażniąc cienką skórę ciepłym oddechem.
Zachichotał cicho, delikatnie odpychając mnie od siebie.
„Idziemy się
myć?” rzucił z radosną ekspresją na twarzy. Złapałem jego dłoń, bez odpowiedzi
ciągnąc do łazienki. Blondyn wszedł do wanny, puszczając wodę, a ja poszedłem
po nowe ręczniki i piżamy dla nas obojga. Wracając do, parującego już,
pomieszczenia, omiotłem głodnym spojrzeniem nagie ciało kochanka, parskając
śmiechem, gdy widząc to zakrył się nieporadnie dłońmi. Mimo wszystko odsunął
się do przodu, robiąc mi miejsce za swoimi plecami i schował twarz w ramionach,
zarzuconych na kolana. Nie potrafię pojąć jego wstydu, pomimo tylu lat i,
często bezpruderyjnych, chwil spędzonych razem. Bez problemu, władowałem mu się
do wody, uprzednio kładąc rzeczy na pralce i ściągając pogniecione ubrania.
Chłopak niemalże od razu przylgnął do mojego torsu, łaskocząc brodę złotymi
kosmykami. Oparł zgięcie ręki o moje kolano, głaszcząc mój piszczel
smukłymi palcami. Zapatrzony, jakby w transie, sunął nimi po ciemnej skórze kreśląc kółka i marszcząc śmiesznie brwi w skupieniu. Leżałem opierając się o
ścianę wanny, myśląc nad jutrzejszym wyjazdem. Tydzień w Ameryce. Tydzień bez
Kise, który będzie tutaj ślęczał sam, a jedynym jego zajęciem, będzie zapewne
wklepywanie liter w klawiaturę. Tak, Ryota był pisarzem. I to wcale nie podrzędnym.
Wydał już dwa bestsellery, za które od dawna moglibyśmy walnąć sobie
nieskromnie ogromny dom z basenem. Co nas podkusiło, żeby zostać w tej małej,
zatłoczonej kamienicy? Sam nie wiem. Mnie chyba wygoda i przyzwyczajenie, blondyna na
pewno sentyment. W końcu to tutaj zaczęliśmy nasze wspólne życie.
Pamiętam tą ekscytację, malującą się na
naszych twarzach, gdy wynajęliśmy to mieszkanie. Wspólne mieszkanie. Byliśmy
tak zachwyceni wizją życia razem, że te emocje nie opadły, dopóki nie
‘ochrzciliśmy’ każdego metra kwadratowego, kochając się jak napaleni nastolatkowie w każdym możliwym miejscu. Zaśmiałem się na to
wspomnienie, zwracając tym na siebie uwagę jasnowłosego. Uniosłem szybko
dłoń, dając mu do zrozumienia, że to nic ważnego, jednak ten nie ustępował,
odwracając się w moją stronę z pytaniem wymalowanym na smukłej twarzy.
„No, co
jest?” –spytał na migi. Uśmiechnąłem się zadziornie, smakując dobrze znanych
mi ust. Pogłębiłem powoli pieszczotę, wprawiając swoją szczękę w ślimaczy
wręcz ruch. Kise westchnął cicho obejmując moją szyję. Po długiej, nieśpiesznej chwili,
odsunąłem się, ruszając powoli wargami, tak, żeby mógł mnie zrozumieć, czytając
z ich ruchu.
„Jesteś
śliczny, wiesz?” –parsknąłem głośno, gdy uderzył mnie speszony w pierś, pąsowiejąc
aż po czubki uszu. Mimo wszystko, kątem oka widziałem, jak nieznacznie
wykrzywia kąciki ust ku górze. Ziewnąłem przeciągle, nie przejmując się czymś
takim, jak zakrywanie przy tym buzi i wziąłem gąbkę w dłonie, zanurzając ją w
wodzie.
„Umyć ci plecki?”
–zapytałem, również w języku dla niesłyszących, ruszając głupkowato brwiami.
Blondyn wytknął mi język, wracając do pozycji, jaką było siedzenie tyłem do
mojej zacnej osoby. Kiwnął głową energicznie i zgarbił się, naciągając skórę na
łopatkach i kręgosłupie, abym miał lepszy dostęp. Namydliłem jego ciało z,
niepodobną do mnie, dokładnością i spłukałem powstałą później pianę. Chciałem
umyć też siebie, ale Ryota zaprotestował żywo, odwdzięczając się tym samym.
Obmywał moje ciało z niebywałą delikatnością, jakby chciał mi tym przekazać,
jak bardzo sobie ceni moją obecność. W jego swobodnych ruchach nie było żadnego
erotyzmu, czy chcicy, a jedynie czysta, niewinna chęć sprawienia mi czegoś
miłego.
Ten chłopak mnie wykończy, pomyślałem, drapiąc się wierzchnią częścią palca serdecznego i wskazującego po nosie.
Ten chłopak mnie wykończy, pomyślałem, drapiąc się wierzchnią częścią palca serdecznego i wskazującego po nosie.
Kiedy wyszliśmy z łazienki, wycierając się
puchowymi ręcznikami i umyliśmy zęby, przeszliśmy do sypialni, wcześniej narzucając na siebie spodnie od piżam. Gdy tylko się tam znaleźliśmy, popchnąłem
jasnowłosego na łóżko, zawisając nad nim. Widząc, nie tylko przyzwolenie, ale i
poparcie, w szafranowych tęczówkach, pocałowałem go zaborczo, błądząc ręką po
nagim torsie, o anemicznym kolorze. Mężczyzna sapnął mi w usta, łapiąc rękami
za mój kark, drżąc nieznacznie. Wiedziałem, że to nie tylko przez podniecenie.
Chłopak przejmował się jutrzejszym szkoleniem, a co za tym idzie, moją siedmiodniową
nieobecnością. Chcąc odgonić od niego złe myśli, przyssałem się mocno do jego
szyi, na co Ryota wyprężył się potężnie, jęcząc głośno. Odciągając się od niego
z trudem, dotknąłem pokaźnej malinki, mówiąc wyraźnie.
-Wrócę, zanim
zniknie. – Choć nie mógł tego usłyszeć, perfekcyjnie wyczytał to z ruchu warg,
w które zaraz wczepił się swoimi odpowiedniczkami, muskając je roztrzęsiony.
Tak, wiem. Cukroza, dziwny pomysł, ale przynajmniej rozdział jest długi XD chociaż raz
Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu ^^
Juri-chan, jak mnie tu dawno nie było... I na wstępie dostaję taką cukrozę - było mi to potrzebne, szczególnie, że przez ogarnianie studiów to cukier spadł mi na łeb na szyję... Oj, potrzebowałam tych dwóch uroczych głuptasów i czekam na kolejne posty!
OdpowiedzUsuń